3 Głogów – dziennik

25 marca – 22 czerwca 1982 roku

Obóz Internowanych GŁOGÓW

18 kwiecień 1982 r. (niedziela) 128 dzień

Godz. 11.30 – przychodzi klawisz. Woła mnie i Krzyśka Tulasza na widzenie. Zabieramy rzeczy. Na dyżurce próbuje zrobić rewizję. Mówi do Krzyska żeby wyjął wszystko z kieszeni. Krzysiek na to, że jak chce to niech sobie sam szuka. Przecież za to mu płacą. Klawisz zaczął grozić, że zabierze (widzenie). Nawet demonstracyjnie podnosił słuchawkę telefonu. Do mnie już nie podszedł tak ostro. Pytał się tylko czy coś mam. Przejrzał ciuchy w torbie i to wszystko. Idziemy na widzenie. Jest Zuzia i mama. Siedzą przy stoliku razem z mamą i siostrą Krzyska. Rozmawiamy głównie o tym co się dzieje na zewnątrz. Dowiaduję się, że Krzysiek Kubasiak jest w Nysie. To uspokaja trochę. Wreszcie mamy o nim informacje. Ta godzina upływa tak prędko. Trudno, trzeba się z tym pogodzić. Nawet udało nam się przedłużyć o 15 minut. Umówiliśmy się na 1-go maja. Zuzia chyba przyjedzie z dziećmi. Dowiedziałem się, że była przesłuchiwana. Jednak ta informacja, która przyniósł Michał Orlicz w części przynajmniej potwierdza się. Mniej więcej w tym samym czasie była ta rozmowa Michała z Kempą (funkcjonariusz SB) w Kamiennej Górze, gdzie Kempa rzekomo miał mu pokazać nakaz aresztowania (dla Zuzi) i w tym samym czasie Zuzia była przesłuchiwana. Musi być bardzo ostrożna. Ze względu na to, że mają na oku nasz dom, nie powinna wchodzić w żadne struktury. Najgorsza wiadomością dla mnie było to, że Antek sypie. Jak można teraz ludzi wkopywać? Jeżeli tak jest rzeczywiście, to on jest zdrajcą. Być może oni – czyli ubecja – miała takich ludzi od początku, być może w ten sposób łatwo mogą rozpracowywać struktury? Na pewno tam, na zewnątrz jest bardzo ciężko i właśnie dlatego tym bardziej my tutaj powinniśmy się mocno trzymać. Kończy się widzenie. Żegnamy się długo, gorąco…Teraz, po tylu miesiącach rozłąki widzę jak bardzo kocham Zuzie i dzieci. Warto dla nich żyć i dla nich warto budować dobre życie w wolnej ojczyźnie. Wytrzymamy to wszystko. Tak jak powiedział ksiądz podczas którejś mszy: Istnieje między nami więź, pomost, który pokonuje mury i druty: MIŁOŚĆ i WIARA. Czekajcie na nas cierpliwie i spokojnie.

O godz. 13.00 obiad, później o 15.00 msza św. Spotykamy się w jadalni. Msza jak zwykle trwa ponad 1,5 godziny. Na zakończenie odmawiamy różaniec św. I śpiewamy Boże coś Polskę. Po mszy wychodzimy i praktycznie wymuszamy spacer. W momencie, kiedy przechodzimy koło portierni (bramy wiezienia) słyszymy, że ktoś śpiewa tam „Chłopców z Golędzinowa”. Tam, w tym budynku znajdują się dwie dwuosobowe cele odosobnienia – „kabaryny”. Okazało się, że wsadzili tam Ryska Kuleszę. Miał widzenie i po widzeniu nie poddał rewizji. Za to od razu umieścili go w kabarynie. Zebrało się ponad dwadzieścia osób, głównie ludzie, którzy siedzieli w Kamiennej Górze. W tym momencie za murem więzienia zobaczyliśmy Marka Dutkiewicza. Przyjechał tutaj z żoną Władka Kosieradzkiego, żeby przynajmniej z daleka nas zobaczyć. Dobrze to o nim świadczy. Zdołaliśmy trochę porozmawiać. Wdrapał się nawet na drzewo. Zarośnięty tak jak my wszyscy. Kolega, z którym tyle razem przeżyliśmy. W końcu podjechał fiat milicyjny i odgonili go od murów wiezienia. My natomiast twardo staliśmy, nie dając się ani cofnąć do pawilonu, ani wygonić na plac spacerowy. Domagaliśmy się twardo wypuszczenia Ryska z kabaryny. Pojawił się oficer dyżurny i klawisz. To jeszcze bardziej nas  poruszyło. W końcu zażądaliśmy aby nas wszystkich wsadzili do kabaryny. On na to, że nie ma podstaw. Za siatka pojawił się nawet komendant (w cywilu). Zażądaliśmy od niego również wsadzenia nas do kabaryny. Po prostu zaczęliśmy z nich „drzeć łacha”. Są już na tyle „skamieniali”, że po prostu po nich spływa. Nawet ci rezerwiści nie mogli się powstrzymać od śmiechu. I komendant i kapitan z biało-czerwoną opaską skompromitowali się zupełnie. W gębie to oni są wyjątkowo słabi. Jakoś wybitnie brakowało im argumentów. Zdecydowaliśmy się odśpiewać Hymn Internowanych. Tego to oni strasznie się boją. Boja się panicznie, że ten śpiew rozniesie się po mieście, wśród ludzi. Po odśpiewaniu zeszliśmy do pawilonu. Warto powiedzieć o tym, że niektórzy ludzie zachowali się tragicznie. Jeden z nich podszedł do mnie podczas tej akcji i z przerażeniem w oczach mówi: „nie róbcie nic, to jest prowokacja, wejdzie ZOMO, pobiją nas”. Gardzę takimi ludźmi. Jeżeli tak panicznie boja się wszystkiego to znaczy, że maja coś na sumieniu. Ja mam czyste sumienie.

Wróciliśmy do pawilonu. Postanowiliśmy, że zbojkotujemy im apel wieczorny. W momencie kiedy ogłosili apel, ludzie wyszli z cel, zaczęli kręcić się po korytarzu tak, że oficer dyżurny w żaden sposób nie mógł się doliczyć. W końcu zrezygnowali z przeprowadzenia tego apelu. Wieczorem zebrało się kilkanaście osób i opowiadałem im jak przebiegała ostatnia Komisja Krajowa. Ludzie powinni to wiedzieć gdyż należy prostować plotki i pogłoski. Jednocześnie tak jak już wcześniej postanowiliśmy zaczęliśmy pisać do komendanta podania o umieszczenie w kabarynie czyli w celi odosobnienia. Do wieczora na dyżurkę spłynęło kilkanaście podań. Treść mniej więcej była podobna. Oświadczamy w nich, że nie będziemy przestrzegali regulaminu i nie będziemy się poddawać rewizjom, więc prosimy o ukaranie nas.

Ja z kolei dziś po widzeniu miałem incydent. Pożegnaliśmy się i przeszliśmy na stołówkę. Tam klawisz zaczął nas rewidować. Natrafił na bibułę w mojej kieszeni i kazał wyjąć ale ja schowałem ją i nie miałem zamiaru jej oddać. Krzyśka puścił na portiernię po odbiór paczki a mnie wziął na dyżurkę do pawilonu na rewizję. Przed wejściem na dyżurkę „towar” włożyłem do ust. Trochę było tego dużo tak, że nie mogłem się odzywać. Szukał wszędzie i był bardzo zły, ze nie mógł nic znaleźć. Rewizja była praktycznie do naga. Potem poszliśmy po odbiór paczki. Nie mogłem ryzykować i dlatego cały czas trzymałem to w ustach. Na portierni była jeszcze Zuzia i mama. Niestety nie mogłem się odzywać ze względów technicznych. Krzysiek to zauważył i robił aferę, żeby odwrócić uwagę. Pożegnałem się jeszcze raz z Zuzią i poszliśmy. Wróciliśmy na pawilon. Materiał w całości dotarł i dobrze służy ludziom.

19 kwiecień 1982 r. (poniedziałek) 129 dzień

Pobudka o godz. 7.00. Prawie nikt od nas nie wstaje. Ja śpię do 7.30, dopóki nie zakończy się apel. Dziś na apelu również afery – Część ludzi nie pozwoliła się policzyć. Ja mam dzisiaj dyżur w celi. Rano przygotowuję śniadanie. Podczas śniadania nie wiadomo skąd pojawił się wychowawca – porucznik „Pochewka”. Nie podoba mi się to, że ludzie tak strasznie garną się do rozmowy z nim. Ja tylko mu zaznaczyłem, że bezprawnie postępują wobec Ryśka Kuleszy, że zawsze wyżywają się na ludziach najsłabszych fizycznie. I na tym właściwie się skończyło. O jedenastej wychodzimy na spacer. Postanowiliśmy, ze przed kabaryną zaśpiewamy coś Ryśkowi. Dowiedziałem się a właściwie potwierdziłem informację, że przed wysłaniem do kabaryny nie badał Ryska lekarz. Poza tym Rysiek oświadczył nam, że natychmiast rozpoczął głodówkę. Żebraliśmy się naprzeciw kabaryny i odśpiewaliśmy Walczyka. Na ulicy, za murem zaraz pojawili się ludzie. Przeszliśmy na plac i jeszcze zaśpiewaliśmy Mazura Kajdaniarskiego. Widach było jak ludzie z ulicy zatrzymują się pod murem i przyjmują ten śpiew jako znak, że tu coś się dzieje. Na spacerze graliśmy w siatkę. Po spacerze okazało się, że Rysiek jest już w pawilonie, w swojej celi. To dobrze. To jest nasze małe zwycięstwo. To zwycięstwo jest mniej ważne. Ważniejsze jest to, że dostali po nosie ci, którzy prezentują tutaj zachowawczy trym życia, ci wszyscy, którzy boja się podnieść głos żeby nie zostać ukaranym. My tutaj mamy obowiązek walczyć o każdego, komu dzieje się jakaś krzywda.

Michał był dzisiaj u lekarza, w mieście. Okazało się, że poważnie zagrożone jest jego zdrowie. Lekarz napisał mu, że istnieje niebezpieczeństwo nawrotu zapalenia płuc, poza tym ma cos z oskrzelami. Ostatecznie lekarz wnioskuje o wysłanie do sanatorium. Lekarz obozowy prawdopodobnie stawia wniosek o zwolnienie Michała ze względu na stan zdrowia. Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że jutro mają przyjechać „nasi” ubecy. Postanowiliśmy, że nie pójdziemy na rozmowy. Nie wiadomo czy wszyscy się podporządkują ale to chyba jest najlepsze rozwiązanie. Później dzień nam przebiegł jak każdy inny – na czytaniu, od pobudki do wieczora.

20 kwiecień 1982 r. (wtorek) 130 dzień

Wczoraj wrócił z przepustki Konrad z Kempna. Wrócił jakiś dziwnie rozdrażniony.. Mówi, ze ludzie zupełnie oklapli. Nic się nie dzieje. Był na przepustce, żeby załatwić sprawy paszportowe. Następny, którego niestety musimy spisać na straty. Wczoraj, w związku z wypuszczeniem Ryśka z kabaryny powstały dwie nowe piosenki:

(na melodię Los Andes Cordylieros)

  1. Jak ciężko być zomowcem, jeszcze gorzej być ormowcem,
    komunistą, gliną itp.
    Ciężka wojna jest z narodem, nie da się zamorzyć głodem,
    chociaż Urban tego bardzo chce.
    Solidarnie naród stoi, WRON-y wcale się nie boi,
    Orzeł nie da przefarbować swoich piór.
    Przeciw rządom generała dzisiaj stoi Polska cała,
    od Bałtyku do tatrzańskich naszych gór.

Ref.  Kamienna Góra, Głogów, Opole, Strzelce, Nysa,
Obozy srogie dzikie, gdzie klawisz z głośnym krzykiem na apel woła nas,
Rewizje, przesłuchania, transporty i więzienia,
cenzura i kolejki, bezprawia dziki busz –  Socjalizm wszerz i wzdłuż.

  1. Niech nie myśli oddziałowy, że to pomysł taki nowy,
    to historia znana już od lat.
    Ktoś tam w górze myśli chytrze i klawiszem ręce wytrze,
    pozostanie na sumieniu brudny ślad.
    A historia nas rozliczy, gdzie prawdziwi robotnicy
    a gdzie ten co rozkaz „strzelać!” w Wujku dał,
    Wtedy każdy będzie słodki winne zawsze będą „płotki”,
    bo ten „z góry” dla was zawsze dobrze chciał
  2. Gospodarka wkrótce runie, WRON-a w siną dal odfrunie,
    generała pewnie trafi jasny szlag.
    A bezpiekę i zomowców, sekretarzy i ormowców
    z naszej Polski historyczny zdmuchnie wiatr.
    Solidarność się odrodzi, przecież wszystkim o to chodzi,
    robotników nie przestraszy WRON-y krzyk.
    Bez partyjnych generałów, bez oszustów i cymbałów,
    Demokrację zbudujemy wtedy w mig!

I druga, na melodię „Graj cyganie, graj…” pt. „Graj Kulesza”

  1. Nie łatwo być komendantem w obozie dla ekstremistów,
    Tak pieśń się moja zaczyna, pieśń dla byłych czołgistów,
    Inaczej było w Poznaniu, w armii u Popławskiego,
    Strzelało się do bandytów, roboli od Cegielskiego

Ref.     Graj Kulesza, graj, serce swoje daj
Muzyka twoja nagle żalem w sercu wzbiera

Graj Kulesza, graj, serce swoje daj
Nie łatwe jest życie Sautera (2x)

  1. Teraz na dziwną wojnę, powołał Wojtek-Generał,
    Na wysuniętej placówce umieścił czołgistę Sautera,
    Na wielka wojnę z narodem, wyruszył dzielny towarzysz,
    Za wierna służbę komunie szlif generalski się marzy.
  2. Swoim ośrodkiem w Głogowie, komendant chciałby się szczycić,
    Oficer z obłędem w oczach, nie może się ludzi doliczyć,
    Piszą obłędne podania, śpiewają coś wrednym chórem.
    Az oddziałowy w panice się porwał na siebie ze sznurem.
  3. Nie dają się rewidować, kpią sobie z władzy i gliny,
    Piszą plugawe wierszyki, więc wszystkich do kabaryny.
    Nie zmieszczą trzydziestu chętnych, dwie kabaryny w Głogowie,
    Więc wychowawcy „Pochewce” włosy się jeżą na głowie.

I jeszcze jedno, dla przypomnienia: Sauter to podpułkownik – komendant tego obozu.

Wczoraj wieczorem zrobiliśmy pierwszy występ Obozowego Tercetu Egzotycznego. Wypadło znakomicie i ludzie przyjęli to z uznaniem. Teraz zbliża się godz. 11.00. Na dworze piękne słońce. Zaraz idziemy na spacer.

Przed południem na spacerze graliśmy w siatkę. Później obiad. Popołudniowy spacer. Jest zimno, nawet bardzo zimno. Spacer skończył się ok. g. 17.30. Rozmawialiśmy przy kawie o wojnie i o starych Polakach, i już wieczór… Kolacja i apel. Nie potwierdziła się informacja, że przyjeżdżają ubecy. Być może przyjadą we czwartek. To jest ich stały dzień pracy. Z mojego rozeznania wynika, że wszyscy nasi są gotowi nie rozmawiać z ubekami. Być może niektórzy się wyłamią. Najlepiej będzie jeżeli nie pójdzie nikt. Wtedy to odniesie skutek. Wydaje mi się, że ci panowie powiedzieli nam już wszystko co mogli powiedzieć. Teraz mogą nam przekazać tylko zwolnienia. Dziś wieczorem zebraliśmy się – Zespół Kabaryna i wykonaliśmy nowy utwór (oczywiście zeszło się tu pół pawilonu) na melodię „Samba sikoreczka”.

  1. Po gorącym lecie przyszła chłodna zima, była demokracja a teraz jej ni ma,
    Za kratkami siedzisz, przemoc cię nie zgina, naród na nas czeka
    więc i ty się trzymaj
    Ref. Patrz w oczy wszystkim szczerze, wierz w siebie, jak ja wierzę
    Z kraju nie ucieka się kiedy w kraju tym jest źle samba, nasza samba (bis)
    2. Ci co nas wsadzili wyjazd obiecują, złote Eldorado i miraże snują,
    Zachód blaskiem kusi, dolar mocno stoi, tam będziesz wśród swoich,
    tu choć biedno – swoi
  2. Nie daj samozwańcom rządzić twoim krajem, niech wyjeżdża ubek – Polak pozostaje,
    Pamiętaj o ludziach co ci zaufali, nie daj się przekupić, nie daj się wydalić.

21 kwiecień 1982 r. (środa) 131 dzień

Pobudka ok. godz. 7.00. Ostatnio konsekwentnie nie wstajemy na apel. Wstaje o 7.30 i od razu idę na modlitwę. Dziś przed południem kąpiel. Zorganizowaliśmy tutaj rozgrywki w siatkówkę. Jest 7 drużyn: Gorzów, Zielona Góra, Legnica, Leszno-Kalisz, Kamienna Góra I, Kam. G. II, Kam. G. III. Ponieważ w Kamiennej Górze połączyliśmy się jakoś i zespoliliśmy i tutaj po przyjeździe raczej nie rozróżnia się Jel. Góra – Wałbrzych – Opole więc postanowiliśmy nie zmieniać tego stanu rzeczy. Stanowimy dosyć dużą i dosyć jednolitą grupę jak na te warunki. Dziś przedpołudniem graliśmy z Lesznem (jestem kapitanem zespołu Kam. G. III). Wygraliśmy 3:0. Później obiad i spacer popołudniowy. Dziś powstała następna piosenka obozowa. Warto zaznaczyć, że poprzednie trzy stały się natychmiast przebojami. Dzisiaj powstała piosenka pt. „Pseudointernowani” z dedykacją Andrzejowi B. poświęcam.

  1. O czym myśli nad ranem pseudointernowany, niegdyś krzykacz i ponoć chwat,
    Co napawa go lekiem, o czym śpiewa piosenkę, czego chce żeby dał mu świat.

Ref. Odrobinę szczęścia w nieszczęściu, odrobinę serca czyjegoś,
Przeżyć małą chwilę radości u boku oddziałowego
Stanąć znów przed panem ubekiem, nawet łzami zalać twarz,
Potem ścisnąć w ręku przepustkę i pożegnać obóz nasz.

  1. Cierpieć za ideały gdy otwarty świat cały, po cóż siedzieć tu miesiąc czy rok,
    Nowy Jork, San Francisco, do wolności już blisko, trzeba tylko wykonać ten krok.
    Ref. Jeden mały wywiad dla prasy, kilka skromnych zdań potępienia
    Za to pewnie ubek pochwali i wypuści z więzienia
    Jeszcze tylko kwit lojalności, jeszcze łzami zalać twarz
    Ścisnąć w ręku paszport i bilet i pożegnać obóz nasz.

Zespół nasz przybrał już oficjalną nazwę: „Wesoła Kabaryna Band”. Każdy występ robi tutaj furorę. Uważam, że robimy przez to podwójną robotę: konsolidujemy ludzi oraz piętnujemy ludzi, którzy po prostu odwrócili się od nas.

Wieczorem wszechnica. Odczytujemy artykuł Józefa Tischnera „Człowiek zniewolony i sprawa wolności” (Hegel-Dostojewski-Descartes). Później do północy trwa dyskusja na ten temat. Przy okazji poruszamy sprawy nasze – wewnętrzne, które nas nurtują od dłuższego czasu. Takie dyskusje pomagają nam rozwiązywać problemy, których przez te kilka miesięcy nazbierało się dosyć dużo.

22 kwiecień 1982 r. (czwartek) 132 dzień

Pobudka o godz. 7.00. Przed południem uczę się angielskiego. Przybyli esbecy z Wałbrzycha i od nas. Wałbrzych nie poszedł na rozmowy. Esbecy grozili im i prawdopodobnie obiecali, że zjawią się również jutro. Przyjechali również nasi esbecy. Nasi wszyscy odmówili pójścia do esbeków. Wyłamał się tylko Michał. Niestety w ten sposób określił się dosyć jednoznacznie. Zauważyłem, że powiększyło to jeszcze bardziej dystans, który istnieje między ludźmi a Michałem. Michał stwierdził, że był u wałbrzyskiego ubeka (!). Prawdopodobnie zaproponował Michałowi sanatorium i on nie przyjął tego. Jeszcze jedno. Michał stwierdził, że ubek powiedział mu iż nie zostanie zwolniony. Dobrze, że ludzie odmówili tych rozmów. My nie mamy teraz innej broni aby zamanifestować swój protest przeciwko bezprawiu. Taka akcja daje im dużo do myślenia i jest po prostu prztyczkiem w nos.

Rano spacer. Potem obiad i o godz. 15.00 spacer popołudniowy. Dziś graliśmy mecz Kam. G. I – Kam. G. III. Mimo, że są od nas lepsi, broniliśmy się twardo. Ostatecznie wygrali 3:2 w setach.

Po spacerze (trwał do 16.45) uczyłem się angielskiego. Przyjął się zwyczaj, że zespół „Wesoła Kabaryna Band” jest zapraszany na występy do poszczególnych cel. Przedwczoraj o g. 18.30 mieliśmy występ w trójce. Dziś o 18.00 zostaliśmy zaproszeni do celi nr 16 – do Legnicy. Zeszła się kupa ludzi. Te spotkania są krótkie ale treściwe. Nawet klawisz podskakiwał na korytarzu z radości. Prawdopodobnie Sauter (komendant) dowiedział się, że o nim śpiewamy ale jeszcze dokładnie nie wie co. Zastanawialiśmy się czy przypadkiem nie powinniśmy mu dostarczyć tego tekstu. O g. 19.00 apel a potem jak co dzień – modlitwa. Po modlitwie śpiewamy Rotę, jedną zwrotkę Hymnu Narodowego oraz Hymn Internowanych. To już jest nasz stały zwyczaj. Wprawdzie niezbyt wiele osób pozostaje po modlitwie (w stosunku do wszystkich) ale zawsze to oddziaływuje na pozostałych. Później, wieczorem, siedzieliśmy w ósemce do późna w nocy i śpiewaliśmy. Śpiewaliśmy stare studenckie piosenki, przejrzeliśmy całego „Bazunę” (studencki śpiewnik). Skończyliśmy o 1 w nocy.

Jutro piątek. Zbliża się 1 maja. Jak to święto będą obchodzili komuniści i czy społeczeństwo przyłączy się do tych obchodów?

23 kwiecień 1982 r. (piątek) 133 dzień

Dziś imieniny Jerzego. Mamy trzech Jurków, szykują „imprezę” w 14-stce dziś wieczorem. Jurek Nalichowski zrobił sobie prezent imieninowy. Ma nogę w gipsie. Miał ściąganą wodę z kolana. Odnowiła mu się stara kontuzja. Dzisiaj powstały dwie nowe piosenki, które mamy wykonać dziś wieczorem. Jedna, to specjalnie z dedykacją dla „Jurków”: „Wuje – zbóje” (mel. „Tanie dranie”)

Ref. My jesteśmy Jurki Wuje, co to znaczy – klawisz czuje, czuje respekt ubek zbój
a i trochę nawet swój, co to znaczy Jurek Wuj.

  1. Za robótki drobne proszę, pan i pani płacą grosze,
    przy robocie w większej skali Wuja nigdy nie nawali,
    stosujemy zniżek system, za abonamencik świństew,
    technologii cały zwój oferuje wszystkim Wuj.
  2. Chcesz pod murem zrobić podkop, czy masz szansę – da horoskop,
    zrobi plany i wiercenia, trafisz prosto do więzienia,
    z robót ziemnych da ci wykład gdy apetyt masz na przykład
    na wapienko zrobić dół, któż doradzi jak nie Wuj.
  3. Jak otworzyć zamek gwozdkiem, jak klawisza kopnąć w kostkę,
    jak ze sznurka i patyczka zrobić coś na obraz stryczka.
    Jak wykonać dwie armaty, jak żyletką przeciąć kraty,
    milicyjny zdobyć strój, któż potrafi jak nie Wuj.
  4. Ubek to wiadomo szuja więc go wuja zrobi w wuja,
    gdy się ubek jakiś rzuci, Popiół w popiół go obróci,
    gdy się lontu problem zwali, w mig sporządzi go Nali-
    chowski zrobi cały zwój, bo to przecież także Wuj.
  5. Bombę chciałbyś zrobić w celi, on instrukcji ci udzieli,
    zmiesza coś tam, doda wody, lepszy jest niż sam pan Nobel.
    Zrobi bombę, że o rety! Drzyjcie wszystkie komitety,
    dynamitu cały słój, z margaryny zrobi Wuj.

„Walczyk w kabarynie” (na melodię „Walczyk przy ognisku”)

  1. Gdzieś wolny świat, ktoś robi szmal wesoło życie płynie,
    a tutaj chór, ubeków sznur i walczyk w kabarynie.
    Walczyku nieś ożywczą treść: komunizm wkrótce zginie,
    lżej krąży krew gdy słychać śpiew walczyka w kabarynie.
  2. Breżniewa łeb, generał kiep całował jak dziewczynie,
    tam śliny wtrysk a tutaj gwizd walczyka w kabarynie.
    Księżyc już wszedł i słychać śpiew o pewnym skurwysynie,
    tam Lońka łka a tutaj gra nasz walczyk w kabarynie
  3. Raz Urban plótł, że zginie lud, zostaną tylko świnie,
    z rządowych klik nie śpiewa nikt walczyka w kabarynie.
    Kto wreszcie nam uprzątnie kram i na rządzących wpłynie,
    gdy gnębi los, śpiewajmy w głos walczyka w kabarynie.
  4. Kuplety już zakończyć czas gdy pointa się nawinie,
    zabawia i rozrzewnia nas ten walczyk w kabarynie,
    lecz gdzie tu sens, gdzie tutaj znak skąd morał się wywinie,
    na darmo ktoś by szukać chciał morałów w kabarynie.
    Lecz gdzie tu sens, gdzie tutaj znak skąd morał się nawinie,
    na darmo ktoś by szukać chciał morałów w komuniźmie.

O g. 19.00 apel, po apelu modlitwa i zostajemy aby odśpiewać nasze pieśni: Boże coś Polskę, Hymn Narodowy, Hymn Internowanych. Przed godz. 20.00 spotykamy się w celi nr 14, u naszych Jurków. Przychodzi dużo ludzi. W punkcie kulminacyjnym jest ponad 60 osób. Ledwie się mieścimy w celi. Śpiewamy oczywiście wszystkie najnowsze przeboje – przeboje, gdyż te piosenki rzeczywiście stały się obozowymi przebojami. Jest to poza tym doskonały sposób na to aby „bezboleśnie” napiętnować tych ludzi, których postawa pozostawia wiele do życzenia. Śpiewaliśmy długo. Wacek wyjął drzwi z zawiasów bo ludzie nie mogli się pomieścić. W pewnym momencie zjawił się klawisz i słuchał z zaciekawieniem a nawet wesoło podskakiwał. „Zmył” się dopiero wtedy gdy odśpiewaliśmy „Aż oddziałowy w panice się porwał na siebie ze sznurem”. Poza tym, za oknem często pojawiał się oficer dyżurny. Widać było, że tez chodzi ze zwykłej ciekawości. O godz. 22.00 zgasili światło. My oczywiście nie przerwaliśmy śpiewania. To wspólne śpiewanie bardzo nam wszystkim pomaga. Widzę korzystne efekty. Pięknie w tym wszystkim brzmią pieśni patriotyczne: Marsz Mokotowa, Sarmata, Marsz I Brygady i Marsz Polonia. To wszystko pozwala nam, zmusza nas do pamięci o Polsce i Ojczyźnie. Po prostu nie wolno nam zapomnieć, że mimo iż jesteśmy internowani – jesteśmy Polakami. Skończyliśmy śpiewy o 23.30. Potem jeszcze dyskutowaliśmy o różnych sprawach, o tym co nas zawsze nurtuje. Zasnęliśmy o 1.00.

24 kwiecień 1982 r. (sobota) 134 dzień

Kończy się kolejny dzień. Zabrałem się za Dostojewskiego. Znalazłem  bibliotece „Braci Karamazow”. Czasem żałuję, że tyle życia przeszło a ja tak mało czytałem. W szkole podstawowej i na początku średniej czytałem bardzo dużo. Potem jakoś się urwało. Później na studiach tyle różnych zajęć, że naprawdę nie było kiedy czytać. Teraz, kiedy mam czas to chciałbym naraz wszystko przeczytać. I Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Dostojewskiego, Biblię i wiele, wiele innych książek. Jednocześnie jeszcze uczę się angielskiego, ciągnie mnie historia Polski, starożytna i filozofia Indyjska.

Dziś rano kąpiel. Nie ma spaceru. Ten dzień jakiś taki sztampowy, bardzo normalny i podobny do wszystkich innych.

25 kwiecień 1982 r. (niedziela) 135 dzień

Wstajemy rano, po apelu. Modlitwa poranna, potem śniadanie. O godz. 9.00 słuchamy transmisji mszy św. Wstał piękny dzień. Dziś pewnie bardzo wiele osób będzie miało widzenia. Słyszałem gdzieś takie sformułowanie: „Rozmowa internowanego z esbekiem jest wkładaniem twarzy w odlew gipsowy, który esbek przygotował”. Oddaje to w pełni sytuację i jest dobrym uzasadnieniem nie rozmawiania z nimi.

Sporo ludzi przyjechało na widzenia ale nie chcą wszystkich wpuszczać. Przed godziną 11.00 zbieramy się przy kracie, domagając się wyjścia na spacer. Widać, że nie maja ochoty nas wypuścić. Stawiamy sprawę dosyć ostro i kategorycznie tak, że w końcu oddziałowy nas wypuszcza. Zbieramy się na „łączniku” miedzy bramą wejściową a furtką „spacerniaka”. Stajemy w dwuszeregu twarzami do muru. Za murem widać sporo ludzi. Zaczynamy śpiewać Mazura kajdaniarskiego. Za murem od razu gromadzą się ludzie – nasze rodziny. Widzę łzy w oczach kobiet. Niektórym trudno powstrzymać się od płaczu. Najbardziej chwytające za serce są momenty, kiedy rodzice podnoszą nad głowy małe dzieci, które machają do nas małymi rączkami. Kończymy Mazura i śpiewamy Walczyka, który ze względu na tekst jeszcze bardziej rusza ludzi. Widzę z za muru wiele rąk uniesionych w geście zwycięstwa. Jeżeli chodzi o władze więzienne to całkowita konsternacja. Żaden z nich nawet nie próbował zareagować, nie próbował przeszkadzać. Skończyliśmy śpiew – przechodzimy na plac spacerowy. Za murem nadal gromadzą się ludzie. Kobiety wdrapują się na mur, rozmawiają z mężami, którzy są za płotem. Niektórzy z naszych wchodzą na płot. Jeden drugiego trzyma na ramionach i w ten sposób odbywają się widzenia „pozaregulaminowe”. Lecą nawet przez płot jakieś paczki. Ludzie nie boją się. Poza tym otuchy dodaje im nasza postawa. Dla mnie najważniejsze jest to, że ten śpiew nie został wymuszony na ludziach. Po prostu widać było, że ludzie chcą dziś jakoś zamanifestować swoją więź wzajemną i postawę. To jest bardzo ważne i kiedyś myślałem żeby doprowadzić  do takich sytuacji naturalnie, bez presji. To jest pierwszy konkretny przypadek, który potwierdza moją teorię. Potem na spacerze zebraliśmy się i odspiewaliśmy „Pieśń pożegnania”. Prawdopodobnie po tym przyjechała jakaś suka milicyjna ale ludzi już nie było.

O godz. 15.00 – msza św. Znamiennym i dosyć smutnym faktem jest to, że coraz mniej ludzi chodzi na coniedzielną mszę. Może to jest chwilowy regres? Msza jak zwykle długa – ponad półtorej godziny. Mi „przydzielono” jedno z czytań Starego Testamentu. Po mszy – Różaniec św. i Boże coś Polskę. Bardzo miłe jest to, że podczas mszy, z za drzwi ciągle słychać było szczebiot dzieci – zza drzwi z sali widzeń. Widocznie rodzina czekała na widzenie. Po mszy św. spacer. Dowiedzieliśmy się, że ksiądz przekazał chyba dwa tygodnie temu pięć sztuk grudniowego numeru „L’osservatore Romane” i komendant po prostu zatrzymał to. Stwierdził, że artykuły są zbyt mocne i my nie powinniśmy tego czytać. Można się uśmiać i to do rozpuku. Po spacerze posiedzieliśmy trochę przy kawie. Rysiek miał widzenie. Poza tym Marek i Zenek mieli widzenia. Dziś Marek ma imieniny. Do późna w nocy czytałem o Dostojewskim. Potem jeszcze trochę porozmawiałem z chłopakami z Wałbrzycha. Zasnąłem ok. g. 2.00.

26 kwiecień 1982 r. (poniedziałek) 136 dzień

Zaczyna się kolejny tydzień. Co przyniesie? Czy wypuszcza ludzi? Nigdy nie można mieć pewności co przyniesie dzień następny. Rano jak zwykle apel, modlitwa i śniadanie. Dzień dosyć brzydki, deszczowy i zimny. Mamy dziś rano grać mecz z Gorzowem ale o godzinie 11.00 okazuje się, że pada deszcz. Większość z nas rezygnuje ze spaceru. Czytam Dostojewskiego – Braci Karamazow. Doskonała lektura ale musze mieć do tego spokój. Dziwne, że nie ma żadnej reakcji komendanta na wczorajszą akcję. Przyjął to z dziwnym, stoickim spokojem.

U nas w celi dosyć często wybuchają sprzeczki. O byle głupstwo. Szczególnie atakują się nawzajem Marek i Michał. Michał jest trudny do współżycia w grupie. Jest dosyć zarozumiały i wybuchowy. Często nie panuje po prostu nad językiem. W ten sposób tworzy sobie bardzo wielu wrogów. Poza tym często powodują konflikty Zenek i Marek Łoś. Po powrocie z przepustek całkowicie się zmienili, zupełnie inaczej mówią. Często słyszy się takie słowa, że społeczeństwo się załamało, że już nie można polegać na ludziach itp. Itd. Takie postawy tutaj są po prostu nie do przyjęcia. Często słyszałem od ludzi, którzy wrócili z przepustki, że chcieli tu wrócić, że dobrze się tu czują. Bzdura albo strach przed tym co jest tam, za drutami. Każdy z nas – każdy normalny – gdyby mógł, przefrunąłby te mury żeby być na wolności.

Dziś wieczorem o g. 20.00 zorganizowaliśmy takie małe spotkanie na temat Katynia. W tych dniach mija rocznica zamordowania przez Sowietów w lasku katyńskim kilkunastu tysięcy żołnierzy i oficerów polskich oraz pracowników administracji państwowej. Czy za tą zbrodnię ktoś odpowie? Czy ktoś wróci nam ludzi, którzy umarli z głodu i zimna na Syberii, na katordze? Przecież te zbrodnie ciążą na komunistach. A ile ludzi teraz cierpi przez zaślepiony komunizm? Nie chcemy zemsty ani odwetu. Chcemy tylko sprawiedliwości i prawdy. Można to wszystko potraktować jako zamknięta kartę historii ale musimy mieć gwarancję, że nigdy już to się nie powtórzy. Tej gwarancji nie da nam komunizm j jego wzniosłe hasła.

27 kwiecień 1982 r. (wtorek) 137 dzień

Znowu zaczyna się normalny, więzienny dzień. Ranek, każdy ranek w wiezieniu jest taki sam, sztampowy. Trudno odróżnić jeden od drugiego. Nawet nie staramy się tego zrobić. Dopiero dzień może przynieść coś nowego ale tez bardzo zależy to od nas. Tutaj musi się coś dziać. Tylko wówczas możemy odgonić od siebie natrętne myśli o tym co jest tam, za drutami. Musimy mieć zajęcie. Nie można dopuścić do tego aby ludzie leżeli na łóżkach i patrzyli tępo w sufit. Po to są właśnie te śpiewy, te nowe teksty, te „imieniny” i te zadymy. Jest tutaj ponad setka ludzi, żywych ludzi, którzy wrócą do społeczeństwa. Nie można dopuścić do tego aby odbiło się na nas trwałe piętno więzienia. Człowiek bardzo łatwo przystosowuje się do różnych sytuacji i bardzo łatwo zapomina o pewnych sprawach. Ważne jest również to abyśmy wykorzystali ten czas do maksimum i ja staram się to zrobić. Może to być dziwne, ale często brakuje mi tu czasu, często za krótki jest dzień i przyznam się, że 137 dni minęło mi błyskawicznie.

Przed południem spacer. Chłopaki grają w siatkę. Potem obiad. Okazało się, że  podczas spaceru wyszedł na wolność człowiek z Gorzowa – Ornoch, były przewodniczący MKZ-u Gorzowskiego. Wyjeżdża na zachód i prawdopodobnie dali mu jeszcze miesiąc czasu na przygotowania do wyjazdu. Funkcjonuje tutaj coś w rodzaju samorządu, zresztą powołanego z naszej inicjatywy – po przyjeździe z Kamiennej. Po prostu każda cela wystawiła jednego przedstawiciela. Ciało to zbiera się co jakiś czas i reguluje na bieżąco sprawy naszego ośrodka. Dziś zapadła decyzja o rozmowach z komendantem, które mają przeprowadzić dwaj przedstawiciele w następujących sprawach: dwa widzenia w miesiącu, przedłużenie trwania widzeń oraz różne drobne sprawy porządkowe. Poza tym zespół ten decyduje np. o sprawach porządkowych wewnętrznych i bieżących. Nie jest to rozwiązanie docelowe, ale dobre i to.

Dziś wieczorem o godz. 20.00 wszechnica na temat mniejszości narodowych w Polsce. Omawiamy sprawę Ukraińców. Prowadzi człowiek dobrze osadzony w temacie, historyk. Można się dowiedzieć bardzo wielu interesujących rzeczy. Szkoda tylko, że tak mało ludzi na to przychodzi. Dyskutujemy jeszcze długo przy świeczce, po zgaszeniu światła. Zasypiam o godz. 2.00 w nocy.

Czujemy tutaj, w ośrodku atmosferę napięcia. Czujemy, ze powinno coś się zdarzyć w najbliższych dniach. Nikt dokładnie nie wie co, ale widzę, ze ludzie są spięci. Często wybuchają sprzeczki. Jak możemy – łagodzimy napięcia. Często jest to niemożliwe, ale staramy się żeby był spokój. Przed południem kąpiel. Podarły mi się trochę spodnie. Załatwiłem z „Zekami” (więźniami), że mi połatają.

28 kwiecień 1982 r. (środa) 138 dzień

Czujemy tutaj w ośrodku atmosferę napięcia. Czujemy, ze powinno coś się zdarzyć w najbliższych dniach. Nikt dokładnie nie wie co ale widzę, że ludzie są spięci. Często wybuchają sprzeczki. Jak możemy, łagodzimy napięcia. Często jest to niemożliwe ale staramy się żeby był spokój. Przed południem kąpiel. Podarły mi się trochę spodnie. Załatwiłem z „Zekami” (więźniami), że mi połatają. Oddałem im podczas kąpieli. Jeżeli chodzi o więźniów (zostawiono ich tutaj kilkunastu do obsługi) to staramy się być w stosunku do nich ostrożni. Na pewno są to ludzie wybrani z tysięcy. Być może wielu z nich jest duszą za nami ale szantażowani warunkowymi zwolnieniami na pewno (przynajmniej część z nich) pracują na usługi w władz więziennych. Dlatego zawsze twierdze, że musimy zachować w stosunku do nich rezerwę. To samo z klawiszami. Nie można dać się omamić ich miłymi uśmieszkami. Są teraz po tamtej stronie i trzymają nas pod kluczem. Takie są realia.

Odbyły się rozmowy z komendantem. W zasadzie zgodził się na dwa widzenia w miesiącu i na przedłużenie widzeń. Poza tym sam wyszedł z inicjatywą przeniesienia nas na drugi pawilon.  Tam jest łatwiejszy dostęp do placu spacerowego. Poza tym jest słoneczniej. Powiedział, że decyzje zapadną we wtorek. Na pewno czeka jaka będzie sytuacja 1 i 3 maja. Na pewno obawia się tych dni, dlatego czeka z ostatecznym wyrażeniem zgody w tych sprawach. Poza tym załatwiono kilka innych spraw porządkowych. Obiecał, że wszystkie paczki, które będą przekazywana nam przez kościół, będziemy przyjmowali właśnie my, przez bezpośredni kontakt z ofiarodawcą. My będziemy decydowali czy przyjąć dary, czy ewentualnie można je gdzieś przekazać.

Po południu, na spacerze mecz: Kamienna Góra I kontra Legnica. Nasi dostali tym razem 3:0. Kończymy spacer o godz. 17.00. Później kolacja, apel i wieczorna modlitwa. Po modlitwie pozostaje kilkanaście osób. Śpiewamy Boże coś Polskę, Hymn Narodowy i Hymn Internowanych. Wieczorem w dzienniku wybucha bomba. Komunikat WRON, że w najbliższym czasie zwolnionych zostanie ok. 800 internowanych i ponad 200 uzyska urlopy (!?) Znowu wymyślili cos nowego. Urlopy warunkowe !!! Wypuszczają faceta, obserwują jak się zachowuje i ewentualnie zostawiają łaskawie na wolności. Jest to perfidna metoda i warta tych, którzy ja wymyślili. Po dzienniku druga bomba. Wywiad z Jankiem Kułajem! Właściwie to szkoda strzępić języka na ten temat. Krótko można powiedzieć: „z cyklu szmata”. Niestety jest to zdrada. Nie wiem jakich metod użyli ale faktem jest, że człowiek się strasznie splamił. Tylu ludzi mu zaufało a on się po prostu sprzedał. Znam Kułaja z różnych zebrań, z KK i ze Zjazdu. Wyglądał na twardego ale zawsze był strasznie zarozumiały i dumny. Widać było, że często Wałęsa musiał go akceptować dla dobra sprawy aby nie zadrażnić. Zawsze było wiele kontrowersji z NSZZ RI „Solidarność”. Znam wielu ludzi, wielu rolników oddanych całkowicie sprawie. Być może przedtem nie chciałem w to wierzyć ale uświadomiłem sobie teraz, że związek zawodowy rolników indywidualnych to bardzo trudna sprawa. Jak wyważyć w mądry sposób sprawę interesu prywatnego rolnika i sprawę interesu społecznego. Jest to niezmiernie trudne i wiele jeszcze problemów jest w tym zakresie do rozwiązania. W każdym razie bogatsi będziemy o doświadczenia. Wiele nauczyliśmy się na błędach i musimy tą naukę życiowa w przyszłości wykorzystać. Wierzę w mądrość Leszka Wałęsy. Z obserwacji jego postępowania przez ubiegły rok (a miałem okazję dosyć często się z nim kontaktować) uważam, że nie da się złamać. Zbyt często dostawał d „dupę” od komuny, żeby teraz połasić się na jakąś przynętę. Jest symbolem tego społeczeństwa i chociażby już do końca życia nic nie robił, trwale zapisał się na kartach historii. Tego mu żaden generał nie odbierze. Ten dziennik telewizyjny wzbudził wiele emocji wśród ludzi. Wiele niezdrowych emocji. Ci, którzy wątpili dotąd po cichu – zaczęli wątpić głośno. Wielu ludzi się podłamało. Poza tym zaczęły się spekulacje na temat wychodzenia. Ja czy on. A może nikt? A może większość? Takie komunikaty w telewizji w brutalny sposób wywierają presję na nas i na społeczeństwo. Wyobrażam sobie jak ogromne nadzieje wzbudził ten komunikat wśród naszych rodzin!! Jaki straszny zawód będzie kiedy okaże się, że to akurat nie wyszedł mój mąż i że to nie nasz ojciec. Są to stare metody psychologicznej walki ze społeczeństwem. Stara metoda kija i marchewki. Społeczeństwo powinno całować nogi generałowi, że od 2-go maja znosi godzinę milicyjną, że w maju będzie można zadzwonić do znajomego na drugim końcu Polski.

Co przyniesie jutro?

 29 kwiecień 1982 r. (czwartek) 139 dzień

Prymas Polski – arcybiskup Glemp jest u Papieża w Watykanie. Wszystkich zelektryzowało niespodziewane spotkanie Glempa z Jaruzelskim przed wizyta w Rzymie. Czy papież przyjedzie do Polski? Z wypowiedzi Prymasa wynika , że obecnie, w najbliższym czasie jest to niemożliwe. Z nasłuchu wiemy, że podczas audiencji Papież przywitał biskupów polskich słowami – witam polska „Solidarność” co wywołało burzliwe owacje. Dziś Prymas wraca do kraju. Słyszałem, że francuskie komunistyczne związki zawodowe CGT wystąpiły z wnioskiem o przyznanie „Solidarności” Pokojowej Nagrody Nobla. Poza tym, któryś z amerykańskich uniwersytetów przyznał Leszkowi Wałęsie kolejny tytuł Honoris Causa. Są to kolejne ciosy w reżim. Przecież oni nigdy nie podniosą głowy i nie spojrzą prosto w twarz opinii światowej. Weszli w labirynt, z którego bardzo trudno znaleźć wyjście.

Godz. 9.00 – zaczyna się ruch w celi nr 4 – Zielona Góra. Wychodzą na wolność, przychodzą się żegnać. Z Zielonej Góry puszczają w sumie 6 osób. Później Gorzów, Leszno, Kalisz i Legnica. Ruch się zrobił w pawilonie. Ludzie biegają prawie z obłędem w oczach. Dlaczego wypuszczają jego a nie mnie? Czy podpisał oświadczenie? A może podpisanie oświadczenia jest kluczem do wyjścia? Taka atmosfera na wielu wpływa deprymująco. Śpiewamy ludziom Pieśń Konfederatów, Sarmatę. Zdarzają się takie sytuacje, że niektórzy boją się wyjść z celi aby zaśpiewać wychodzącym. Te pięć miesięcy wielu ludzi po prostu zniszczyło. Jeden bardzo charakterystyczny przykład działania esbecji. Tym razem kaliscy ubecy poprosili trzech kolegów z Kalisza. Esbek powiedział do jednego z nich, że ponieważ już podpisał dawniej oświadczenie, więc niech się pakuje i wychodzi do domu. Powiedział to w obecności pozostałych dwóch. W tym momencie jeden z tych dwóch (był zresztą na przepustce) w obecności esbeka namawia tego drugiego do podpisania kwitu. Sam pisze własna deklaracje, credo. Tamten wreszcie ulega i podpisuje. Rzeczywiście obydwaj otrzymują zwolnienia. Tylko że ten, który miał chwilę słabości i podpisał wraca zrozpaczony na pawilon. Widzę, że nie może sobie darować tego podpisania. Proponowali mu takie oświadczenie 3 miesiące temu, w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim i nie podpisał mimo, że były tam o wiele trudniejsze warunki. Po co więc siedział te trzy miesiące? Czy po to aby teraz to podpisać. Tak się niszczy ludzi …

Przed godzina 15.00 zbieramy się na spacer. Mamy grać mecz z Legnicą (my tzn. Kamienna II). Przed wyjściem – sensacja. Mają zwolnić 7 osób z Jeleniej Góry. Wychodzimy jednak na spacer. Podczas meczu przychodzi klawisz i przynosi zwolnienia naszym chłopakom: Władek Kosieradzki, Zygmunt Wachowski (Polfa), Walenty Krzysiek (ZEHS Lubań), Zdzichu Bykowski (KSSD – Lubań), Janusz Przybyła (Elektrownia Turów) i Kraus (Elektrownia Turów). Te zwolnienia są dla nas zupełnie niespodziewane. Ostatnio przecież odmówiliśmy pójścia do esbeków i mimo to ludzi zwolnili. Cieszę się bardzo, że oni wychodzą. Jest to taka naturalna łączność miedzy nami a tymi na wolności. Jestem dumny z chłopaków. Często zdarzało mi się, że ludzie obcy, których tu poznałem, gratulowali mi takiego regionu. Dobrze, że nawet w takich trudnych warunkach ludzie nie dali się „oskubać” z godności. Otrzymał zwolnienie również Cholinka z Elektrowni Turów ale zdecydował, że wyjdzie jutro. Zeszliśmy ze spaceru. Nie dokończyliśmy meczu. Klawisze cały czas poganiali chłopaków ale naszym się nie spieszyło. Gotowi byli ok. godz. 17.00. Oczywiście zdecydowali, że wychodzą całą szóstką mimo, że klawisze chcieli ich brac indywidualnie. Zebraliśmy się pośrodku pawilonu, z gitarą, z instrumentami perkusyjnymi i zrobiliśmy chłopakom pożegnalny koncert. Odśpiewaliśmy wszystkie piosenki, które powstały tutaj. Zebrał się praktycznie cały obóz. Takie pożegnanie pozostawiło w nich niezatarty ślad. Mówię to gdyż pamiętam nasze pożegnanie w Kamiennej Górze. Później śpiewaliśmy Hymn Internowanych, Mazura i Walczyka. Przeszliśmy pod kratę. Tam dalej śpiewaliśmy. Brali ich po dwóch do wyjścia. Umówiliśmy się, że pokażą się na ulicy, za murem. Wtedy będziemy pewni, że wyszli. Na zakończenie odśpiewaliśmy im Pieśń pożegnania i pożegnaliśmy się gorąco. Całe pożegnanie trwało dobrze ponad godzinę i znowu napsuło dużo krwi obsłudze. Po pewnym czasie pojawili się za murem i to nas uspokoiło. Dowiedzieliśmy się, że dosyć dokładnie ich rewidowano. Wpadły chyba dwie koperty i obrazki z pieczątkami. I to wszystko. Smutno się trochę zrobiło. Dziś wyszło stąd 30 osób. Zostało nas więc 83. Jest sygnał, że jutro również będą zwolnienia. Wieczorem zebraliśmy się i do późna w nocy dyskutowaliśmy na temat jak należy zachować się po wyjściu na wolność, co należy zrobić i jak rozmawiać z ludźmi. Dyskusja ta rozpoczęła się znowu co najmniej o tydzień za późno ale lepiej późno niż wcale. 1 maja przyjedzie pewnie Zuzia z dziećmi. Chciałbym je zobaczyć.

30 kwiecień 1982 r. (piątek) 140 dzień

Wstajemy o godz. 7.00 a właściwie ja wstaję po apelu o 7.30. Ubieram się i idę na modlitwę. Potem śniadanie – zupa mleczna z makaronem. Od rana zauważyliśmy, że wzmocnili ochronę w ośrodku. Na wybiegu, między murem a siatką przez cały czas rezerwista z „giwerą” na ramieniu. Przed pawilonem „wahadło” – rezerwista przechadzający się z jednego końca na drugi. Na korytarzach po dwie osoby. Widać, że władze podejmują szczególne środki ostrożności przed świętem klasy robotniczej. Rano ktoś puścił „szczura”, że za stołówką, na Sali widzeń rozkładają łóżka dla zomowców. Okazuje się, że to bzdura, że nocują tam rezerwiści gdyż maja być w ośrodku przez cała dobę. O godz. 9.00 idziemy do łaźni.   Przy okazji odbieram spodnie. Połatali mi bardzo ładnie. Dałem im herbatę i parę paczek papierosów. O  godz. 10.00 szykuje się do wyjścia Rysiek Cholinka. Klawisz poganiał go już od rana ale Rysiek powiedział, że tak mu pasuje połączenie autobusowe i koniec. Wyszliśmy oczywiście na korytarz i zaśpiewaliśmy mu Mazura, Walczyka i na koniec Pieśń Pożegnania. Był bardzo wzruszony. W każdym razie cała siódemka, która wyszła od nas to ludzie pewni i można na nich polegać. Ok. godz, 10.00 zwolnienia ludzi z Legnicy. Wychodzi osiem osób, również ludzie twardzi i pewni. Zbieramy się pod kratą i długo śpiewamy im nasze pieśni. Te pożegnania są bardzo wzruszające. Pamiętam wiele urywanych zdań: „Będziemy o was pamiętali tam na zewnątrz … Będziemy się o was upominali …. Trzymajcie się …” Zżyliśmy się tutaj i te rozstania są ciężkie. Szczególnie ciężko jest żegnać tych, którzy trzymali się razem, „w kupie”. Najważniejsze jest jednak to, że przeszliśmy tą szkołę życia i przynajmniej mamy pewność co do ludzi. Później wychodzi jeszcze jeden człowiek z Gorzowa. W sumie dziś zwolnili 10 osób. Ostatecznie na dzień dzisiejszy jest nas 73 osoby, w tym jeden, który dzisiaj wyszedł na 10 dniową przepustkę. Od 28 kwietnia wyszło 40 osób. Podaje regionami – w nawiasie ilu wysz ło od 28.04: Gorzów Wlkp – 14(6), Legnica – 18(14), Zielona Góra – 7(6), Jelenia Góra – 10(7), Kalisz – 0(3), Leszno – 5(3), Opole – 3(1), Nysa – 3(0), Poznań – 1(0), Wałbrzych – 12(0). Zrobiło się bardzo cicho i spokojnie. 40 osób to jednak ponad 30% a więc widoczne jest zmniejszenie stanu. Poza tym wyszło sporo takich aktywnych – w pozytywnym i negatywnym znaczeniu. Najciekawsze jest to, że raczej nie wypuszczają tych, którzy tak bardzo chcą wyjechać na zachód. Widać, że działa to na nich okropnie ale w sumie sami sobie zgotowali taki los. Najbardziej dla nich przykre jest to, że wychodzą ludzie, którzy nie dali sobie w lasze dmuchać a zostali oni, którzy często „lizali dupę” komendantowi, płaszczą się przed komendantem i „całują rączki” esbekowi. Wydaje mi się, że w stosunku do nich esbecja „kuje żelazo póki gorące”. Sądzę, że takich słabych nie wypuszczą na zachód bo i po co? Ich teraz najprościej można załatwić zostawiając w kraju. Ludzie sami ich zniszczą a przecież o to chodzi esbecji.

Teraz jest godzina 17.30. Siedzę w kaplicy bo tutaj mam spokój. Byliśmy po południu na spacerze. Zastosowali specjalne środki ostrożności. Wypuścili nas na spacer „opłotkami”, przez pawilon I tzn. przez ten pawilon gdzie siedzą więźniowie, żebyśmy

   Przypadkiem nie zaśpiewali czegoś przed murem. Co oni mogą zrobić? Jeżeli będziemy chcieli to itak zaśpiewamy na placu spacerowym. Jutro 1 maja – święto klasy robotniczej, święto, które przez komunistów sprowadzone zostało do Brudnego Obowiązkowego Symbolu. Jak to wypadnie? Czy ludzie pójdą na pochód? Czy przestraszą się gróźb i przestróg SB? Jutro odwiedziny, Stęskniłem się za dziećmi a jutro znowu tylko godzina. Co ja im powiem przez tą godzinę?

Kończy się dzień – sto czterdziesty dzień więzienia! Ile jeszcze?

30 kwiecień 1982 r. (piątek) 140 dzień

Rozpoczęło się Wielkie Święto Komunistów. Dzień wstał brzydki, dżdżysty i zimny. Wszystko jakby się sprzysięgło przeciwko komunistom. Teraz jest godz. 8.30. Rano jak co dzień mieliśmy modlitwę i śniadanie. Kiedy szliśmy na śniadanie, drogę obstawiło 16 klawiszy i rezerwistów. W ośrodku pełna gotowość bojowa. Klawisze siedzą w ośrodku przez cały dzień. Widać, że oni też przeklinają ta sytuację. Ponieważ oni są przygotowania na jakąś zadymę z naszej strony, zdziwią się bardzo, kiedy nic nie będzie. Postanowiliśmy, że
1 maja jest dla nas takim samym dniem jak wszystkie inne w więzieniu, że jakby po prostu zupełnie nic się nie zdarzyło. Żal nam tych rezerwistów. Jeden z nich powiedział, że tak mocno nie pilnowali Niemcy w Oświęcimiu. Czekam na widzenie.

16 maja 1982 r. (niedziela) 155 dzień

Godz. 11.00 wychodzimy na spacer. Na razie nie przyjechał na widzenia nikt z Jeleniej Góry. Jeżeli chodzi o same widzenia to jest dosyć duża swoboda. Przyjechało bardzo dużo ludzi i widać, że służba więzienna nie bardzo daje sobie radę. Przed południem wypełniła się sala widzeń i stołówka. Nie rewidują ani przed ani po widzeniach.
Jest bardzo gorąco, świeci słońce. Prawie wszyscy wychodzimy na spacer. Trochę się denerwujemy gdyż zwykle Zuzia (i zony Jurka i Krzyśka) przyjeżdżały przed godz. 12.00. Wreszcie ok. 12.30 jest Zuzia. Przyjechała z żoną Jurka. Do Krzyska nie ma nikogo, zmarła mu kuzynka. Schodzimy ze spaceru i przechodzimy na salę widzeń. Czekałem na to spotkanie. Praktycznie od 5-ciu nie miałem okazji porozmawiać z Zuzią sam na sam. Na Sali jest luz, mało ludzi. Tyle jest do powiedzenia, tyle się ciśnie na usta. Dowiaduję się, że mama siedziała w więzieniu. Zamknęli ją w ubiegły piątek na 48 godzin. To zamkniecie związana jest z internowaniem Staszka K. Komuna nie cofa się przed niczym. Trzeba sobie z tego zdać sprawę i należy uświadomić sobie jak trudna i długa będzie walka o Polskę. Mam czasami wyrzuty sumienia. Przecież przez to, że działam w związku Zuzia ma rozbite życie. Kocham ją bardzo i dzieci i chciałbym żeby miały jak najlepiej. Nie wystarczą jednak pieniądze, dom, samochód.. Być może nasze dalsze życie będzie trudne, bardzo trudne ale musi być prawdziwe. Kiedyś gdy dzieci dorosną będę mógł z podniesioną głową powiedzieć, że robiliśmy dla nich wszystko aby miały godziwe warunki.

Trudno opisać o czym rozmawialiśmy podczas tych czterech godzin – zrobiliśmy sobie widzenie od 12,45 do 16.45. O wszystkim. Dla mnie jest najważniejsze, jeżeli widzę Zuzię zdrową i jeżeli dzieci są zdrowe. Jeszcze gdybym mógł być całkiem spokojny o ich bezpieczeństwo, ale trudno .. Na to nie mam bezpośredniego wpływu, mogę tylko myśleć o nich i modlić się za nich. Mam wreszcie aktualne zdjęcia dzieci i Zuzi. Dzieci jak to dzieci, beztroskie, wesołe ale Zuzia bardzo smutna. Muszą się skończyć te smutki i na pewno się skończą. W czasie widzenia przez ścianę słyszymy pieśni, które chłopcy śpiewają na mszy. Żegnamy się gorąco. Ostatnie uściski dłoni. Do zobaczenia za trzy tygodnie…

17 maja 1982 r. (poniedziałek) 156 dzień

 Wczoraj przekazali mi koledzy, że Zuzia informację po wyjściu, z ulicy, że straszyli ją odebraniem  mi widzenia w czerwcu ze względu na samowolne przedłużenie. Oczywiście koledzy powiedzieli jej aby się nie martwiła i że ma przyjechać tak jak się umówiliśmy. Dowiedziałem się, że w Jeleniej zaczął wychodzić „Antywron” – bibuła podziemna. W pierwszym numerze wydrukowali m.in. nasze stanowisko w sprawie aktualnej sytuacji w kraju i stosunków z SB (opracowane tu, w Głogowie). Jeżeli chodzi o 13 maja to dosyć mocno stanął Dolmel w Piechowicach, Polfa, Fabryka Narzędzi i ZREMB. Z innych zakładów  z terenu Jeleniej Góry na razie nie ma szczegółowych informacji. Z prasy natomiast wynika, że równo stał Lubań, Mirsk i Bolków. Wydaje mi się, że akcja ta była bardziej powszechna niż nam się wydawało w pierwszej chwili. Na pewno pokazała władzy, że „Solidarność” istnieje i umacnia się.

Ok. godz. 10.00 wezwali do „Penicyliny” (kpt Penitencjarny) Jurka Popioła. Został ukarany odebraniem talonu na miesiąc czerwiec za przedłużenie sobie tego widzenia. Później wezwali mnie. Za biurkiem siedzi Penicylina w towarzystwie dwóch esbeków. Zaczyna mi tłumaczyć, że postępuję niezgodnie z umowa, że musi mnie ukarać. Ja mu krótko: nie mam nic do powiedzenia proszę czynić swoja powinność. No więc on stwierdza, że zabiera mi za kare talon na paczkę na miesiąc czerwiec. W tym momencie wyciągnąłem z kieszeni zmięty talon, którego nie oddałem wczoraj, rzuciłem mu na biurko mówiąc, że jak bardzo potrzebuje to mogę mu przynieść jeszcze trochę talonów z pawilonu. Na tym rozmowę zakończyłem i wyszedłem. Wszystko to trwało ok. 2 minut. Odebraniem talonu nie martwię się bo i tak wezmę to co mi będzie potrzebne na widzeniu.

O godz. 11.00 wychodzimy na spacer. Nadal jest bardzo gorąco. Po prostu upał. Gramy w siatkę. Ok. godz. 12.00 poruszenie. Przywieźli ludzi. Liczymy wysiadających z suki. 23 osoby. Widać, że ludzi wzięli prosto z zakładów pracy. Zbieramy się błyskawicznie i śpiewamy im Mazura kajdaniarskiego. Prowadza ich na stołówkę. Zastanawiamy się gdzie ich dadzą. Nasz pawilon jest zapełniony. Wygląda na to, że będą musieli uruchomić drugi pawilon. Jeszcze przed obiadem zbieramy u nas papierosy, herbatę i jedzenie dla nich. Widać, że nic nie mają ze sobą. Po obiedzie spotykamy się z nimi na spacerze. Umieszczono ich w pawilonie I (my zajmujemy pawilon II), w trzech celach. Więźniów przeniesiono do tzw. sal lekcyjnych, za krata w naszym pawilonie. To znaczy skazani są na naszym pawilonie ale nie mają z nami kontaktu bezpośredniego gdyż oddzieleni jesteśmy kratą, która znajduje się na końcu pawilonu. Jeżeli chodzi o tych nowych przywiezionych – 23 osoby z Wrocławia i okolic. Głównie robotnicy z takich zakładów jak: Pafawag, Elwro, Jelcz, ZNTK, Hutmen, Biuro Projektów. Jest jeden student z Politechniki i pracownik naukowy PAN. Zgarnięto ich przed lub po 13 maja. Trzymali ich w więzieniu we Wrocławiu na ul. Łąkowej i Więziennej (w pobliżu DS. „Fosik”). Początkowo mieli w decyzjach o internowaniu skierowanie do Nysy ale okazało się, że tam jest pełno i dlatego przewieziono ich tutaj. Z pierwszych relacji wynika, że ten 15- minutowy strajk był akcją powszechną   szczególnie w dużych zakładach pracy. Mówią, że na zewnątrz jest jednak dużo ludzi, którzy nie boja się WRON-y i zdecydowani są walczyć o Wolną Polskę. Wśród nich jest nawet człowiek, który ma 62 lata! Dotychczas najstarszy tutaj był Staszek Kostka. Widać, że są to ludzie twardzi a najważniejsze, że wiedzą czego chcą. Jeden z nich mówi tak: Jak my możemy spokojnie pracować, kiedy komuniści chcą zniszczyć nasz związek a tysiące naszych kolegów siedzi w więzieniach? Okazuje się, że areszty i wiezieni asa przepełnione. Aresztowano również bardzo wiele kobiet. Coraz bardziej potwierdza się, że WRON-a jest całkowicie zaślepiona. Aktualnie jest nas tutaj 135 osób. Wieczorem o godz. 21.00 zbieramy się na dwójce i robimy koncert dla nowoprzybyłych. Ponieważ nie udało się ściągnąć ich do naszego pawilonu, więc siedzą naprzeciw przy otwartych oknach. Śpiewamy wszystkie piosenki, które są z nami od początku wojny. Śpiewamy pieśni patriotyczne. Niektórzy z nich, szczególnie starsi płaczą. Widać, że te pieśni podnoszą ich na duchu. Te pieśni rzeczywiście pomagają nam przetrwać tą wojnę. Dla mnie ci robotnicy są po prostu bohaterami. Przecież wielu z nich naraża się na sankcje z dekretu. Wiedza, że reżim może ich zamknąć jednak stają twardo w obronie tego co zapoczątkował Sierpień 80. Tutaj wielu z nas nie potrafi tego docenić i zrozumieć. Przecież ci ludzie na zewnątrz narażają często życie za nas, za związek, za Polskę. Mając świadomość, że jest jeszcze wielu Polaków można trochę raźniej spoglądać w przyszłość. Zakończyliśmy koncert o 22.30. Jeszcze posprzątaliśmy z Michałem korytarz – dziś nasza cela ma dyżur i grubo po 24.00 poszedłem spać.

18 maja 1982 r. (wtorek) 157 dzień

Dziś rano jakoś nie mogłem wstać na gimnastykę. Po modlitwie idziemy na śniadanie. Zupa mleczna z ryżem. Potem trochę czytałem. O godz. 11.00 spacer. Pogoda trochę się zepsuła. Zapowiadają niż. Podczas spaceru znowu przywieźli trzech nowych, jeden z ZR Leszno (siedział tutaj w Głogowie do marca), jeden z Wrocławia i jeden z Oławy. Jest nas aktualnie 138 osób. Stan rośnie. Jak to się potoczy dalej? Mamy informację, że 16 osób w Białołęce kontynuuje głodówkę. Znane są nazwiska kilku z nich: Modzelewski, Rulewski, Palka, Gwiazda, Onyszkiewicz. Zaczynają się u nas rozmowy na temat ewentualnego podjęcia takiego protestu. Ja uważam, że głodówka nie ma w tej chwili sensu. Tym bardziej, jeżeli ogłosi się bezterminową głodówkę z postulatem – żądaniem zniesienia stanu wojennego. Jest to po prostu wydanie wyroku na siebie. Wydaje mi się, że my jesteśmy potrzebni społeczeństwu i dlatego powinniśmy być zdrowi i silni. Musimy po prostu zachować kondycję. Podjęcie głodówki może doprowadzić do tego, że część z nas po prostu się wykończy a to na pewno jest na rękę WRONie. O godz. 13.00 obiad. Szybko płynie czas. Już o 15.00   jesteśmy na spacerze. Pogoda jest nadal bardzo ładna. Po spacerze, który przedłużamy do g. 18.00 i już właściwie apel. Po apelu modlitwa i zostajemy aby odśpiewać nasze trzy pieśni. Mało nas zostaje, kilkanaście osób. Budzi to pewne wątpliwości czy ta forma jest odpowiednia. Niektórzy mówią, że to jest nudne, że powtarza się co dzień. Uważam, że jest to nasza kilkumiesięczna tradycja i powinniśmy ją utrzymać. Wieczorem o godz. 20.00 seminarium nt. Programy partii politycznych okresu międzywojennego, ruch ludowy. Jest to wstęp do omówienia programu Klubów Samorządnej Rzeczypospolitej założonych w listopadzie w Warszawie.

 19 maja 1982 r. (środa) 158 dzień

 Pobudka o g. 7.15. Po śniadaniu siadam w kaplicy do nauki angielskiego. O godz. 11.00 jak co dzień – spacer. Często mam opory wewnętrzne jeżeli chodzi o granie w siatkę, o opalanie się na spacerze. Zdaję sobie sprawę z tego, że na zewnątrz mogą funkcjonować o nas opinie: nieroby, darmozjady itp. Ale co możemy zrobić w tej kwestii. Po prostu nie mamy możliwości przeciwdziałania czynnego tej sytuacji. Możemy liczyć jedynie na zrozumienie wśród ludzi na zewnątrz.

Bez przerwy jak bumerang wraca temat głodówki. Niewątpliwie ogromna rolę odgrywa tutaj informacja z Białołęki o tym, że 14 osób podjęło tam głodówkę. Hasło, pod którym rozpoczęto tą akcję jest według mnie utopijne – zniesienie stanu wojennego. Wydaje mi się, że w ten sposób, przystępując do bezterminowej głodówki po prostu działamy komunie na rękę. Wykańczamy się powoli i systematycznie. Niektórzy z naszych twierdzą, że musimy cos robić, że musimy walczyć i dlatego powinniśmy podjąć głodówkę. I maja rację w tym względzie, że nie można się poddawać. Inni mówią, że musimy przetrwać tą wojnę a akcje większego formatu (właśnie jak głodówka) powinny być sterowane przez KKS i powinny być prowadzone jednolicie w całej Polsce. I ci również maja rację. Nie jest problemem przystąpić do głodówki. Największy problem to podjęcie decyzji, podjęcie decyzji z tą świadomością, że rzuca się na szalę życie i zdrowie ludzi. Czy mamy prawo o tym decydować? Są tacy, którzy od razu używają argumentu, że przecież tam, na wolności giną ludzie. Od razu mówi się kopalnia Wujek! Łatwiej jest wydać rozkaz żołnierzowi posiadającemu broń aby atakował przeważające siły wroga wiedząc, że ma jakąś możliwość bronić się. Ale posyłać bezbronnych ludzi na śmierć? Jakoś kłóci się to z logiką. Dyskusja trwa. Najgorsze jest to, że często zwolennicy tej formy walki nie akceptują poglądów ludzi, którzy sa przeciwni i vice versa. Niestety powoduje to duże rozłamy miedzy ludźmi. Wieczorem o godz. 20.00 zbieramy się na jedynce. Seminarium nt. Kluby Samorządnej Rzeczypospolitej – Wolność Sprawiedliwość Niepodległość, Omawiamy powstanie i założenia programowe tej „instytucji”. Czytamy deklarację ideowa i staramy się ją dokładnie omówić. Dyskusja trwa do późnych godzin nocnych.

20 maja 1982 r. (czwartek) 159 dzień

  Zuzia zapytała mnie podczas ostatniego widzenia czy my za bardzo nie przyzwyczailiśmy się do tego siedzenia w więzieniu. Na pewno jest w tym dużo prawdy. Gdybyśmy nie przyzwyczaili się w pewnym stopniu to wątpię abyśmy zdołali przeżyć ten okres w dobrej kondycji psychicznej. Człowiek bardzo łatwo  dostosowuje się do różnych sytuacji ale nie można powiedzieć, że jednocześnie przyzwyczaja się do nich. Mało tego, wydaje mi się, że często poznając szczegóły danej sytuacji wyzwalamy w sobie jeszcze większy protest przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Nikt z nas nie może powiedzieć ile tu będziemy siedzieć ale naprawdę trudno jest się przyzwyczaić do krat, murów, zamkniętych bram i klawiszy z karabinami.

Po zwykłych porannych czynnościach, o godz. 11.00 wychodzimy na spacer. Nie jest tak słonecznie jak wczoraj ale jest ciepło. Po godz. 12.00 za murem pojawia się Teresa (Orlicz) z mecenasem Kuskowskim. Widzę ich pierwszy raz od 13-go grudnia. Mecenas zmienił się, widać, że ta wojna wywarła na nim piętno. Przywitaliśmy się przez mur. Zdołaliśmy zamienić zaledwie kilka słów i już ich odgonili. Michał poszedł na widzenie. Okazało się, że nawet udało mu się przez 15 minut rozmawiać z mecenasem. Widzenie trwało ponad dwie godziny. Jakie informacje z Jeleniej Góry? 13 grudnia w zasadzie większość zakładów stała. O godz. 12.00 zatrzymywały się wozy państwowe i prywatne. Były sporadyczne przypadki włączenia syren (np. w straży pożarnej). Jeżeli chodzi o milicję to raczej nie było demonstracji siły. Zachowywali się całkiem spokojnie. Po 13 grudnia zwolniono z Polfy 28 osób. Nie ma jeszcze informacji o innych represjach. Prawdopodobnie aresztowano Andrzeja Surowego. Nie wiadomo co się dzieje z Zygmuntem (Wachowskim). W każdym razie sytuacja u nas jest podobna jak w całym kraju. Szczególnie wrogo do reżimu jest nastawiona młodzież i to nawet młodzież ze szkół podstawowych. Wydaje mi się, że tego komuna już nie zlikwiduje. Przywodzi mi to na myśl Ewangelię św. Jana gdzie mówi się o tym, że ziarno rzucone w glebę musi obumrzeć aby dać nowe życie. My tzn. nasze pokolenie jest tym ziarnem, z którego już zaczyna kiełkować nowe życie. Tego procesu nie zahamuje się czołgami i karabinami. Jestem nadal dobrej myśli. Ważne jest tylko to aby społeczeństwo nie czekało biernie.

O godz. 15.00 następny spacer. W czasie spaceru uczę się angielskiego i czytam książkę. Znowu jest gorąco, bardzo gorąco. Siedzimy na dworze do godz. 18.00. Potem kolacje, apel i modlitwa wieczorna. O godz. 19.45 występ Los Kabarynos na korytarzu przy kracie. Występ z konkretnym programem w konkretnym celu. Kończymy o godz. 20.45. O godz. 21.00 w naszej celi rozpoczyna się seminarium o Trockiźmie. Przyszło dosyć sporo ludzi gdyż temat jest pociągający. Rozpatrujemy problem ze szczególnym uwzględnieniem metod działania propagandy komunistycznej, która już na początku stanu wojennego przyczepiła wielu doradcom i działaczom Solidarności miano Trockistów. My po wyjściu musimy mieć znajomość tematu aby ewentualnie prostować kłamstwa propagandy.

Seminarium zakończyło się przed g. 23.00. Później do godz. 1.30 w nocy dyskutowaliśmy jeszcze z kolegami m.in. na temat tej głodówki. Poza tym od kilku dni w nocy bardzo dokładnie sprawdzają pawilony. Chodzą z latarkami, sprawdzają kraty. Być może dotarł do nich jakiś „szczur” np. o ucieczce. Zasypiam przed drugą z głową nabitą kłębiącymi się myślami.

21 maja 1982 r. (piątek) 160 dzień

Rozpoczyna się kolejny dzień w więzieniu. Rano do godz. 10.00 wszystko przebiega zgodnie ze starym szablonem. O godz. 11.00 wychodzimy na spacer. Podczas spaceru okazuje się, że wypuszczają Jacka Drobnego – studenta z Wałbrzycha. Przed obiadem dowiaduje Jest trochę wzruszeń ale cieszymy się, że wychodzą. Jak najwięcej z nas powinno znaleźć się na zewnątrz. Wychodzimy na korytarz i śpiewa my im nasze pieśni: Mazura, Walczyka i Piesń Pożegnania. Ręce uniesione w górę w geście zwycięstwa. Znikają za kratą. Wychodzimy na spacer. Widzimy ich jeszcze jak wychodzą z pawilonu na dyżurkę i do administracji. Przed wyjściem za bramę stoją jeszcze na dziedzińcu i śpiewamy im wojenne tango. Ostatnie słowa i zatrzaskuje się za nimi brama więzienia. Próbowaliśmy jeszcze skontaktować się z nimi przez mur ale nie zjawili się. To nas niepokoi. Nie jesteśmy na sto procent pewni czy wyszli na wolność. Jest nas 135 osób.

Po spacerze kolacja, apel i modlitwa. O godz. 20.00 seminarium na temat Samorząd Pracowniczy. Głównym celem tego seminarium jest wypracowanie stanowiska na temat samorządu pracowniczego teraz, podczas wojny. Z dyskusji, z uwag powstanie dokument, który przekażemy na zewnątrz do naszych ludzi. Stanowisko nasze opieramy w dużej mierze na opiniach ludzi, którzy teraz przyszli z wolności, którzy znają potrzeby wasze tam, na zewnątrz.

22 maja 1982 r. (sobota) 161 dzień

Upływa kolejny tydzień. Już nawet nie liczymy tygodni – liczymy miesiące. Przedpołudniem nowa wiadomość. Przywieźli 49 osób z Wrocławia. Potwierdziła się informacja, którą uzyskaliśmy kilka dni wcześniej. Wszyscy oni zostali umieszczeni w Pawilonie I. Sa to robotnicy z wrocławskich zakładów, studenci i pracownicy naukowi. Jest nas aktualnie 184 osoby!  Osiągnęliśmy stan, który był tutaj w styczniu tego roku. Warto zauważyć, że wbrew oficjalnej propagandzie, stan od 1-go maja powiększył się 2,5 razy. Przypuszczamy, że średnio w całej Polsce liczba internowanych w ostatnim okresie podwoiła się.

Idziemy do kąpieli. Nie wychodzę na spacer bo mam trochę roboty. Przed obiadem niespodzianka. Przywieźli Zygmunta Wachowskiego. Razem z nim przywieźli dwóch ludzi, jeden z zakładu Watra w Chełmsku a drugi ze Spółdzielni Mieszkaniowej w Mirsku. Witamy się gorąco z Zygmuntem. Na wolności był zaledwie 3 tygodnie. Najbardziej martwią nas informacje o masowych zwolnieniach ludzi z zakładów pracy: Polfa, Dolmel, Watra-Chełmsko. Jest to perfidna metoda komunistycznego reżimu. Zygmunt jest w naszej celi. Jest nas teraz w celi dziewięciu. Aktualny stan – 187 osób. Po południu o godz. 17.00 koncert Los Kabarynos w I pawilonie. Aktualnie jest tam 72 osoby. Bardzo dużo im dało to śpiewanie. Każdą piosenkę witali owacyjnie. Daliśmy im teksty do przepisywania. Dużo rozmawiam z Zygmuntem. Musze sobie wyrobić pogląd na temat tego co się dzieje na zewnątrz. Informacje nie są optymistyczne ale czego można się spodziewać. Bardzo mnie niepokoją napływające z różnych stron informacje o moim domu. Boje się o bezpieczeństwo Zuzi i mamy. Dla dobra sprawy powinny bardzo się pilnować.