3 Los Kabarinos – obozowa grupa wokalno-instrumentalna

Początek kwietnia 1982 r. Kilka dni temu przewieziono nas z obozu mieszczącego się w Zakładzie karnym w Kamiennej Górze (nota bene byłej filii obozu Gross Rosen) do kolejnego kryminału, w Głogowie. Pod­czas widzenia z rodziną Rysiek Kulesza (Region Jelenia Góra) chciał wnieść do obozu książki, które zdaniem władz obozowych były zakazane. Ponieważ Rysiek zaczął się w tej sprawie gwałtownie awantu­rować, za­mknięto go w izolatce, karcerze (w języku więziennym zwanej „ka­baryną”).

Gdy doszła do nas ta wiadomość, postanowiliśmy podjąć akcję protestacyjną. Wpadliśmy na po­mysł, aby… klawiszom nie dać się policzyć. Było to możliwe, ponieważ w Głogowie znajdowało się więzienie o stosun­kowo lżejszych warunkach bytowych (parterowe baraki, duże, jak w blokach mieszkalnych, okna, stosun­kowo cienkie kraty, drewniane niezamykane drzwi do cel, stalowa krata była umieszczona jedynie na koryta­rzu, w przejściu do części administracyjnej oddziału).

Wieczorem, podczas apelu, większość internowanych przez godzinę ciągle przechodziła z cel do cel lub spacerowała po korytarzu. Dyżurny klawisz biegał bezskutecznie po celach i próbował jakoś nas zapa­miętać i policzyć. Dodatkowo, w naszej celi sprokurowałem na jednej z górnych pryczy kukłę (postać, odwrócona do ściany wydawała się już spać, spod koca wystawał nawet „łokieć” ubrany w koszulę wię­zienną). I tego „internowanego” klawisz – oczywiście – policzył. Ale ogólny rachunek wciąż mu się nie zgadzał. A przecież w kryminale policzenie podopiecznych jest najważniejsze. Czuwaliśmy też w nocy, aby nie dać się policzyć.

Podobnie było nazajutrz rano.

A ponieważ przed naszym przyjazdem do Głogowa klawisze demonizowali (niestety – ze skutkiem) wśród internowanych grozę tamtejszej kabaryny, z Januszem Sanockim (Nysa) postanowiliśmy ośmieszyć grozę izolatki przez napisanie wniosków o umieszczenie tam także nas. Czarno na bi­ałym udowadnia­liśmy, że jesteśmy o wiele gorsi „od kolegi Kuleszy” i że to my w pierwszej kolejności zasłużyliśmy na izolatkę. Rozpropagowaliśmy ten pomysł i podobnie postąpiło chyba z trzydziestu internowanych. Mit kabaryny legł w gruzach.

Wreszcie koło południa, po gorączkowych naradach, Kuleszę wypuszczono. Nasz cios okazał się celny. Ry­siowi zgotowaliśmy gorące powitanie. Po chwili sytuacja wróciła „do normy”. Ro­zeszliśmy się do co­dzien­nych zajęć.

Chyba godzinę później zajrzałem do swojej celi. W pustym pomieszczeniu siedział Rysiek Kulesza i coś so­bie brzdąkał na gitarze Andrzeja Piesiaka (Rysio w dzieciństwie kilka lat uczył się gry na klasycznym instru­mencie). Poklepałem go po ramieniu mówiąc strawestowanym fragmentem pio­senki Andrzeja Rosiewicza z Festiwalu Piosenki Niezależnej, który odbył się w hali „Olivii” w sierpniu 1981 r.: „Graj Kulesza, graj, serce swoje daj. Muzyka twoja nagle żalem w sercu wzbiera”.

W tej chwili do celi zajrzał Janusz Sanocki i wszedł mi w słowo kończąc frazę: „Niełatwe jest życie Sau­tera!”  Sauter – to było nazwisko komendanta naszego obozu.

Roześmieliśmy się z powstałej raptem sytuacji. Rysiek zaczął szukać akordów do przywołanej pio­senki. W celi pojawiło się jeszcze kilka osób. Ponieważ Rysiek z trudem mozolił się nad akordami, z innej celi brutal­nie oderwałem od interesującego brydżowego rozdania Andrzeja Piesiaka o którym wiedziałem, iż biegle włada gitarą. Trochę się opierał, ale byłem nieustępliwy. W końcu Andrzej poddał się i z zapa­łem wziął się do roboty. Kilka razy powtó­rzyliśmy refren. Co dalej? Janusz popatrzył na mnie, ja na niego. Usiedliśmy w kącie i po chwili była gotowa pierwsza zwrotka:

„Niełatwo jest być komendantem
w obozie dla ekstremistów.
Tak pieśń się moja zaczyna.
Pieśń dla byłych czołgistów.

Inaczej było w Poznaniu,
w armii u Popławskiego.
strzelało się do bandytów,
roboli od Cegielskiego.

ref. Graj Kulesza, graj…”

(Tu niezbędne wyjaśnienie: skądinąd wiedzieliśmy, że płk Sauter w 1956 r. dowodził jednym z czołgów tłu­miących protesty poznańskich robotników. Dowódcą operacji był gen. Popławski.)

Wystarczyła nam godzina, aby dopisać kolejne zwrotki.

Chyba w ciągu dwóch dni powstały słowa do jeszcze czterech popularnych, łatwo wpadających w ucho me­lodii: do „Samby-sikoreczki” zespołu Nasza Basia Kochana, „Los Andes, Cordillera” ka­baretu Elita, „Wal­czyka przy ognisku” kabaretu Starszych Panów i – sprzed wojnia – „O czym myśli dziewczyna”.

Z perspektywy kilku już dekad trudno precyzyjnie dociec, które z tych tekstów pisał wyłącznie Janusz, które ja, a które wspólnie. Na tyle ile pamiętamy, wyszło nam tak (chronologicznie): „Graj Ku­lesza, graj” – wspólne dzieło, „Samba” – 2/3 moje, „Jak ciężko dzisiaj być ZOMO-wcem” – 2/3 Janusza,  „O czym myśli nad ranem pseudointernowany” – Janusz solo, „Walczyk w kabarynie” – 50/50 %.

Ja jeszcze, na imieniny naszych Jurków, „Dużego Wuja” (Nalichowski) i „Małego Wuja”) Popioła, „popełniłem” tekst do melodii „Tanich drani” z repertuaru Kabaretu Starszych Panów”.

Z wielką frajdą przerzucaliśmy się pomysłami, przynosiliśmy nawzajem wymyślone fragmenty, uzupełniali­śmy frazy, wymyślaliśmy puenty. Setna zabawa!

Spontanicznie zrodził się rdzeń zespołu, który tworzyli: Andrzej Piesiak – gitara, śpiew oraz wo­kaliści podpie­rający się „przygodnymi” instrumentami perkusyjnymi (fragmenty kija od szczotki, grzechotki z pu­dełek z wi­taminami itp., a nawet… zakuta w gips noga Nalichowskiego): Janusz Sanocki, Jerzy Nalichow­ski, Zdzisław Bykowski. Przeraźliwym krzykiem kondora w obozowej wersji „Los Andes, Cordillera” wspierał nas Józek z Wałbrzycha.

Uznaliśmy, że porządny zespół powinien mieć nazwę. Ta nasuwała się sama, zaproponowałem: „Los Kabarinos”.

Z miejsca zdobyliśmy w obozie niezwykłą renomę. W sumie siedziało nas chyba ze 150 chłopa. Staty­stycz­nie wynikało, że prawie każdego dnia zawsze ktoś miał albo imieniny, albo urodziny. Albo jakąś rocznicę, bądź inną okazję do świętowania Zaproszeniom nie było końca. Często zdarzały się dwa, trzy koncerty dziennie. Trzeba było więc łączyć uroczystości. Oczywiście, nie występowaliśmy za darmo. Za­praszający musieli… postawić nam kawę.

Właściwie nie były to występy samego zespołu, ale chóralne śpiewy wszystkich zebranych w celi. Z re­guły wszystkie piętrowe prycze były oblepione internowanymi. Tylko sufit był wolny… Nierzadko w drzwiach poja­wiali się klawisze, nieśmiało pytając, czy też mogą posłuchać. Nie widziel­iśmy przeszkód. Szczególnie czę­sto prosili o piosenkę o Sauterze. Sprawiała im dużo frajdy, bo też go nie znosili.

Nieuchronnie repertuar poszerzył się o pieśni patriotyczne i te, które dotarły już do nas z innych obozów. Nieocenionym skarbem stał się posiadany przez Andrzeja Piesiaka legalny zbiór piosenek i pieśni patrio­tycznych, turystycznych oraz ludowych zatytułowany „Bazuna”. Kilkaset utworów. Nasze koncerty trwały go­dzinami, bo nierzadko po repertuarze stanu wojennego „prześpiewywaliśmy” jeszcze całą „Bazunę”. Od po­czątku do ostatniej strony. A czasem, dla urozmaicenia, od końca do początku.

Paradoksalne: w całej Polsce obozy internowanych były jedynym miejscem gdzie można było swobodnie, głośno i bezkarnie śpiewać takie piosenki…

Przy okazji charakterystyczna dla tamtego okresu anegdota: Gdy przed 1 maja 1982 r. wypuszczano mnie z obozu, Andrzej Piesiak poprosił, abym już „z wolności” zadzwonił do jego żony z prośbą, aby ta, gdy za kilka dni przyjedzie do Andrzeja na widzenie, zabrała ze sobą zapasowe struny do gitary. „Wie, gdzie są”. Skoń­czył słowami: „Tylko pamiętaj, że telefon jest na podsłuchu”.

Nazajutrz po powrocie do domu zadzwoniłem do Zuzanny. Ucieszyła się z pozdrowień od męża. Była cie­kawa mojego samopoczucia. Przekazałem też prośbę o struny.

Gdzieś po tygodniu odwiedziłem żonę Andrzeja w Jeleniej Górze. Powitała mnie rozbawiona słowami: „Aleś namieszał swoim telefonem! Godzinę po naszej rozmowie zjawiła się ekipa SB z nakazem rewizji! Rozejrzeli się po mieszkaniu. Ich wzrok padł na pianino. Nastąpiło błyskawiczne skojarzenie: pianino-struny. Rzucili się na instrument. Rozkręcili wszystko, co było do rozkręcenia. Oglądali, opukiwali. Bez skutku. Żadnej skrytki! Rozczarowani skręcili elementy pianina i wynieśli się z domu. Nigdzie indziej niczego innego nie szukali. A tego dnia w naszym mieszkaniu było co znaleźć”.

Po moim wyjściu z Głogowa nie było problemu z uzupełnieniem składu Los Kabarinos. Koncerty trwały. Tek­sty piosenek trafiały do innych obozów. Po jakimś czasie przemycono do obozu radio­magnetofon. Nagrano i powielono kasetę z repertuarem zespołu. Kopie nagrań trafiły na zewnątrz, w środowiska pod­ziemnej „Soli­darności” oraz do rodzin internowanych.

Kasety krążyły też po Głogowie. Gdy po jakimś czasie do miejscowego szpitala trafił też płk Sau­ter, pielę­gniarki podrzucały kasetę „Los Kabarinos” pacjentom. Także do sali, gdzie kurował się pan komendant. M. in. zafundowane mu w ten sposób katusze i kpiny otoczenia spowodowały, iż w końcu, z powodu roz­stroju ner­wowego, wylądował na rencie. I kto tu mówi o etycznym etosie „Soli­darności”?

Bawiąc się w Los Kabarinos (bo oprócz swoistej walki z komuną była to i zabawa) nie mieliśmy do końca pojęcia o skutkach uprawianej „sztuki”.

Dwa przykłady.

Wytworzył się zwyczaj iż ci, co opuszczali obóz odwiedzali rodziny tych, którzy jeszcze sie­dzieli. Ze słowami pociechy, z uspokajającymi informacjami o obozowym życiu, z dostępną, skromną po­mocą materialną.

Z przyjacielem odwiedzamy rodzinę w P. W drzwiach wita nas zapłakana żona inter­nowa­nego. Zmieszani przedstawiamy się. Dziewczyna rzuca nam się na szyje. Śpieszymy ze słowami otuchy. Dziewczyna uspokaja nas: „Wcześniej niewiele intereso­wałam się polityką. Nie rozumiałam po­stępowania męża. Mimo zaufania, miałam do niego żal, że nadal siedzi. Tym bardziej, że na wolności jest już przewod­niczący jego Komisji Zakładowej. Wczoraj dostałam kasetę z Głogowa z piosenkami. W chó­rze rozpoznałam głos męża (nb. bardzo fałszuje). Coś się we mnie przełamało. Słuchałam kasetę całe popołudnie i przez całą noc. Słucha­łam i płakałam. Rano zadzwoniłam do pracy i wzięłam wolne. I dalej słuchałam. Dzieci same coś zjadły, same poszły spać, rano same wyszykowały się do szkoły. Od teraz nie mam żadnych wątpliwości co do słuszności działalności męża”.

Drugi epizod: Latem 1982 r. słucham Radia Wolna Europa. Jest czytany komunikat tajnych władz Zwi­ązku. Mowa w nim m.in. o wysuwanych wobec działaczy podziemnej „Solidarności” propozycjach wyjazdu z Polski. Sły­szę słowa:

„Jak śpiewają internowani w jednym z obozów:

»Patrz w oczy wszystkim szczerze,
  wierz w siebie, jak ja wierzę,
  z kraju nie ucieka się,
  kiedy w kraju tym jest źle.
  Samba, nasza samba…«”

To fragment z naszej wersji „Samby-sikoreczki”…

Piosenki zespołu Los Kabarinos powstałe w obozie internowanych w Głogowie.

(autorzy słów: Janusz Sanocki, Zdzisław Bykowski)

Graj Kulesza… (Kulesza song)

(na mel. „Graj Cyganie, graj”, muz. Andrzej Rosiewicz)

Niełatwo jest być komendantem
w obozie dla ekstremistów.
Tak pieśń się moja zaczyna,
pieśń dla byłych czołgistów.

Inaczej było w Poznaniu,
w armii u Popławskiego.
Strzelało się do bandytów,
roboli od Cegielskiego.

ref. ( 2 x)
   Graj Kulesza, graj, serce swoje daj,
muzyka twoja nagle żalem w sercu wzbiera!
Graj Kulesza, graj, serce swoje daj!
Niełatwe jest życie Sautera!

Teraz na dziwną wojnę
powołał Wojtek-generał,
na wysuniętą placówkę
powołał czołgistę – Sautera.

Na wielką wojnę z narodem
wyruszył dzielny towarzysz,
za wierną służbę komunie
szlif generalski się marzy…

ref. (2 x)    Graj Kulesza, graj…

Swoim ośrodkiem w Głogowie
komendant chciałby się szczycić.
Oficer z obłędem w oczach
nie może się ludzi doliczyć!

Piszą obłędne podania,
śpiewają coś wrednym chórem,
aż oddziałowy w panice
się porwał na siebie ze sznurem!

ref. (2 x)    Graj Kulesza, graj…

Nie dają się rewidować,
kpią sobie z władzy i gliny,
piszą plugawe wierszyki,
więc wszystkich do KABARYNY!

Nie zmieszczą trzydziestu chętnych,
dwie kabaryny w Głogowie,
więc wychowawcy „Pochewce”
włosy stają na głowie!

ref.     Graj Kulesza, graj, serce swoje daj,

muzyka twoja nagle żalem w sercu wzbiera!
Graj Kulesza, graj, serce swoje daj,
niełatwe jest życie Sautera!

Graj Kulesza, graj, serce swoje daj,
muzyka twoja nagle żalem w sercu wzbiera!
Graj Kulesza, graj, serce swoje daj,
niełatwe jest życie GANGSTERA!!!

Pewnym problemem w obozie stała się oferta WRON pod adresem działaczy „Solidarności” – bezpowrotny wyjazd z Polski. Zespół „Los Kabarinos” zabrał głos w tej sprawie.

Polska samba

(do melodii „Samby-sikoreczki”, muz. Jerzy Filar, zespół „Nasza Basia kochana”)

Po gorącym lecie
przyszła mroźna zima,
była demokracja,
a teraz jej nima!

Za kratami siedzisz,
przemoc cię nie zgina.
Naród na nas czeka,
więc i ty się trzymaj!

ref.

Patrz w oczy wszystkim szczerze,
wierz w siebie, jak ja wierzę!
Z kraju nie ucieka się
kiedy w kraju tym jest źle!
Samba, nasza samba!
Z kraju nie ucieka się
kiedy w kraju tym jest źle!
Samba, nasza samba!

Ci, co nas wsadzili,
wyjazd obiecują.
Złote Eldorado
i miraże snują.
Zachód blaskiem kusi,
dolar mocno stoi.
Tam będziesz wśród obcych,
tu, choć biedno – swoi!

ref. (2 x) Patrz w oczy wszystkim szczerze…

Nie daj samozwańcom
rządzić swoim krajem!
Niech wyjeżdża ubek, Polak pozostaje!
Pamiętaj o ludziach,
co ci zaufali!
Nie daj się przekupić,
nie daj się WYDALIĆ!

ref. (2 x) Patrz w oczy wszystkim szczerze…

Jak ciężko być ZOMO-wcem

(na melodię „Los Andes, Cordillera”, muz. Kabaret Elita)

Jak ciężko dzisiaj być ZOMO-wcem,
jeszcze gorzej być ORMO-wcem,
komunistą, gliną itp.
Ciężka wojna jest z narodem,
nie da się zamorzyć głodem,
chociaż Urban bardzo tego chce.
Solidarnie naród stoi, WRON-y wcale się nie boi,
orzeł nie da przefarbować białych piór.
Przeciw rządom generała
stoi dzisiaj Polska cała
od Bałtyku do tatrzańskich naszych gór!

ref.

Kamienna Góra, Głogów,
Opole, Strzelce, Nysa,
obozy srogie, dzikie,
gdzie klawisz głośnym krzykiem
na apel woła nas.
Rewizje, przesłuchania,
transporty i więzienia,
cenzura i kolejki,
bezprawia dziki busz,
socjalizm wszerz i wzdłuż!

Niech nie myśli oddziałowy,
że to pomysł taki nowy,
to historia znana już od lat.
Ktoś tam, w górze, myśli chytrze
i klawiszem ręce wytrze.
Pozostanie na sumieniu brudny ślad.

A historia nas rozliczy,
gdzie prawdziwi robotnicy,
a gdzie ten, co rozkaz strzelać w „Wujku” dał.
Wtedy każdy będzie słodki.
Winne zawsze będą płotki.
Bo ten „z góry” dla nas zawsze dobrze chciał!

ref. Kamienna Góra. Głogów…

Gospodarka wkrótce runie,
WRON-a w siną dal odfrunie,
nie zostanie po niej wkrótce żaden ślad.
A bezpiekę i ZOMO-wców,
sekretarzy i ORMO-wców
z naszej Polski historyczny zdmuchnie wiatr!

„Solidarność” się odrodzi,
przecież wszystkim o to chodzi,
robotników nie przestraszy WRON-y krzyk!
Bez partyjnych generałów,
bez oszustów i cymbałów,
demokrację zbudujemy wtedy w mig!

ref. Kamienna Góra, Głogów…

Kolejnym przedmiotem zainteresowania zespołu „Los Kabarinos” stała się niewielka grupa osób chodząca na rozmowy z SB-kami.

Piosenka o pseudo-internowanym

(na mel. „O czym myśli dziewczyna”)

O czym myśli nad ranem
pseudo-internowany,
niegdyś krzykacz i ponoć chwat?
Co napawa go lękiem,
o czym śpiewa piosenkę,
czego chce, żeby dał mu świat?

ref.
Odrobinę szczęścia w nieszczęściu,
odrobinę szczęścia czyjegoś,
przeżyć chwilę radości
u boku oddziałowego!

Stanąć znów przed panem UB-ekiem,
nawet łzami zalać twarz.
Potem ścisnąć w ręku przepustkę
i pożegnać obóz nasz!
Potem ścisnąć w ręku przepustkę
i pożegnać obóz nasz!

Cierpieć za ideały,
gdy otwarty świat cały,
po co siedzieć tu miesiąc, czy rok?
Nowy Jork, San Francisco,
do wolności już blisko,
trzeba tylko wykonać ten krok:

ref.
Jeden mały wywiad dla prasy,
kilka skromnych słów potępienia.
Za to pewnie ubek pochwali,
wypuści z więzienia.
Jeszcze tylko kwit lojalności,
jeszcze łzami zalać twarz!
Ścisnąć w ręku paszport i bilet
i pożegnać obóz nasz!

Ścisnąć w ręku paszport i bilet
i pożegnać obóz nasz!

Walczyk w kabarynie

( na mel. „Walczyka przy ognisku” z „Kabaretu Starszych Panów”, muz. Jerzy Wasowski)

Gdzieś wolny świat,
ktoś robi szmal,
wesoło życie płynie!
A tutaj chór,
UB-eków sznur
i walczyk w kabarynie.

Walczyku nieś
ożywczą treść,
komunizm wkrótce zginie!
Lżej krąży krew,
gdy słychać śpiew
walczyka w kabarynie!

Ta ra,  ra…

Breżniewa łeb
generał-kiep
całował, jak dziewczynę.
Tam śliny trysk,
a tutaj gwizd
walczyka w kabarynie!
Księżyc już wszedł
i słychać śpiew
o pewnym skurczysynie,
tam Lowka łka
a tutaj gra
nasz walczyk w kabarynie!

Ta ra, ra…

Raz Urban plótł,
że zginie lud,
zostaną tylko świnie.
Z rządowych klik
nie śpiewa nikt
walczyka w kabarynie.
Kto wreszcie nam
uprzątnie kram
i na rządzących wpłynie?
Gdy gnębi los
śpiewajmy w głos
walczyka w kabarynie!

Ta ra, ra…

Kuplety już
zakończyć czas,
gdy puenta się nawinie.
Zabawia i
rozrzewnia nas
ten walczyk w kabarynie.
Lecz gdzie tu sens,
gdzie tutaj znak,
skąd morał się wywinie?
Na darmo ktoś
by szukać chciał
morałów w kabarynie!

Ta ra, ra…

Lecz gdzie tu sens,
gdzie tutaj znak,
skąd morał się wyśliźnie?
Na darmo ktoś,
by szukać chciał
morałów w komunizmie!

Ta ra, ra…

Bohaterami kolejnego utworu Los Kabarinos stali się dwaj Jurkowie z Regionu Jelenia Góra: Jerzy Nalichow­ski i Jerzy Popioł, zwani w obozie „Wujami”. Zasłynęli wśród nas pomysłowością i niezwykłymi talentami ma­nualnymi. A utwór powstał jako upominek imieninowy (na 24 kwietnia 1982 r.). Piosenka nie była w obozie zbyt popularna ze względu na osobisty charakter „prezentu”. Stąd… po latach sam byłem zdziwiony, że ją napi­sałem…

Jurki -Wuje

na melodię „Tanie Dranie”, muz. Jerzy Wasowski, z Kabaretu Starszych Panów.

Za robótki drobne, proszę
Pan i Pani płacą grosze.
Przy robocie w większej skali
Wujo nigdy nie nawali.
Stosujemy zniżek system
Za abonamencik świństew.
Technologii całych zwój
Oferuje wszystkim Wuj.
Oferuuuje wszystkim Wuj!

Refr.

My jesteśmy Jurki – Wuje,
Co to znaczy, klawisz czuje.
Czuje respekt UB-ek  – zbój,
A i trochę również swój.
Co to znaczy Jurek – Wuj.

Chcesz pod murem zrobić podkop,
Czy masz szansę, da horoskop.
Zrobi plany i wiercenia,
Trafisz prosto do podziemia.
Z robót ziemnych da ci wykład
Gdy apetyt masz na przykład
Na wapieńko zrobić dół
Któż doradzi jak, nie Wuj?
Któż doraaadzi jak, nie Wuj?

Refr. My jesteśmy Jurki – Wuje…

Jak otworzyć zamek gwozdkiem,
Jak klawisza kopnąć w  kostkę.
Jak ze sznurka i patyczka
Zrobić coś na obraz stryczka.
Jak wykonać dwie armaty,
Jak żyletką przeciąć kraty,
Milicyjny zrobić strój,
Któż potrafi, jak nie Wuj?
Któż potraafi, jak nie Wuj?

Refr. My jesteśmy Jurki – Wuje…

Ubek, to wiadomo, szuja,
Więc go Wujo robi w wuja.
Gdy się ubek jakiś rzuci
Popioł w popiół go obróci.
Gdy się lontu problem zwali
W mig sporządzi ci go Nali-
chowski, zrobi cały zwój,
bo to przecież także Wuj!
bo to przeeecież także Wuj!

Refr. My jesteśmy Jurki – Wuje…

Bombę chciałbyś zrobić w celi,
On instrukcji ci udzieli.
Zmiesza coś-tam, doda wodę,
Lepszy jest niż sam pan Nobel.
Zrobi bombę, że o rety!
Drżyjcie wszystkie komitety!
Dynamitu cały słój
Z margaryny zrobi Wuj!
Z margaryyyny zrobi Wuj!

Refr. My jesteśmy Jurki – Wuje…